Na planie filmu Gold…
#gajderia #gajderiamagazine #film
via Tumblr http://ift.tt/1XYoe96
Na planie filmu Gold…
#gajderia #gajderiamagazine #film
Jesienne aranżacje stołowe… Jak zawsze świetne artykuły z działu Architektury Wnętrz od Marysi Potrykus.
#gajderiamagazine #gajderia #architektura #wnętrz #jesień
Alfred Lenica w GajderiaMagazine…
#gajderiamagazine #gajderia #alfred #lenica #malarstwo #art #sztuka
Kto jeszcze nie czytał?
#gajderiamagazine #gajderia
Anatomia wzlotu w GajderiaMagazine
#gajderia #gajderiamagazine #sport #polska
Zapraszamy do pobrania naszego najnowszego numeru GajderiaMagazine. A w nim:
-Alfred Lenica
-Wystawa pt. Pasja przez pokolenia -Wywiad z Magdaleną Kaczmarczyk
-11 minut Jerzego Skolimowskiego
-Matthew McConaughey na planie filmu Gold
-Drewniana ściana w sypialni – zagłówek
-Jesienne aranżacje stołowe – minimalistyczna dekoracja
-Dom oddycha. Tynk gliniany
-Anatomia wzlotu
-Zumba – za co ją kochamy?
Pamiętajcie o ankiecie, miłej lektury!
#gajderia #gajderiamagazine #kultura #art #sztuka #film #wnętrza #sport #zumba #czasopismo
Na dniach najnowszy numer GajderiaMagazine
#gajderiamagazine #gajderia #magazyn #kultura
Królowie polowania…
#gajderia #gajderiamagazine #sport
Co sądzicie o ceglanych ścianach?
#gajderia #gajderiamagazine #architekturawnętrz
Tymon Niesiołowski w GajderiaMagazine
#gajderia #niesiołowski #gajderiamagazine #art #sztuka
Krótka historia zumby…
#gajderiamagazine #gajderia #zumba
Wywiad z Kasią Wieczorek
#gajderia #gajderiamagazine #art #sztuka
Cały artykuł o Subkulturach znajdziecie w najnowszym GajderiaMagazine
#gajderiamagazine #gajderia #subkultura #muzyka #kultura
Z najnowszego GajderiaMagazine…
#gajderiamagazine #gajderia #architektura #wnętrze #mieszkanie #beton
Jesteśmy trochę spóźnieni ale to wszystko dzięki wielu zmian w Waszym czasopiśmie:
- Tymon Niesiołowski
- Wywiad z Kasią Wieczorek
- Asassin
Goosebumps (Gęsia skórka)
- Wes Craven nie żyje
Will Smith w filmie Concussion
- Subkultura
- Betonowe ściany w mieszkaniu
- Niesymetryczny kawałek ceglanej ściany, czyli industrialne stylizacje
- Krótka historia Zumby
- Królowie polowania
Pamiętajcie o ankiecie!!! Miłej lektury i od tego numeru miłych zakupów!
#gajderiamagazine #gajderia
Duma redakcji GajdriaMagazine! Tak będzie wyglądać archiwum… Jutro nowy numer z wieloma nowościami!!!
#gajderiamagazine #gajderia
Artur Nacht-Samborski
#art #gajderia #gajderiamagazine #sztuka
Tolerancja w GajderiaMagazine
#gajderia #gajderiamagazine #tolerancja
Zapraszamy kto nie czytał…
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine
Spóźnimy się z najnowszym wydaniem #GajderiaMagazine, ale tylko dlatego że chcemy coś Wam pokazać co zmieni na zawsze czasopismo…
Jerzy Kleszcz należy do tych zawodowców, specjalizujących się w fotografii i fotoreportażu sportowym, którym dane było zjeździć cały świat - może poza biegunami, ale gdyby tam pingwiny i foki zorganizowały zawody w ślizgach na krze, Jurek na pewno dotarłby na Antarktydę lub do Arktyki…
Był tam, gdzie biało-czerwoni odnosili wielkie sukcesy na największych arenach sportowych, i tam, gdzie otrzymywali sromotne cięgi od rywali. Cierpliwie czekał na ten wyjątkowy moment zmagań sportowych i rzadko zawodził go refleks, kadrowanie instynktowne, a przy tym formalnie bezbłędne.
Jednakże sprowadzanie bogatego, bo z ponad 30 lat pracy pochodzącego dorobku twórczego Jurka wyłącznie do prac o tematyce sportowej, to uproszczenie, to jak czytanie na głos poezji bez wnikania w głęboką warstwę matafor. Jurek z lubości fotografuje zawody sportowe i ich bohaterów, też tych spoza boisk i aren, kibiców. Chwila triumfu i rozpaczy IDOLI układa się równolegle do momentów euforii KIBICÓW albo wściekłości KIBOLI. To, co dzieje się w sportowej akcji, ma często dramatyczny komentarz w pozasportowej inter- i postreakcji. Fotografie układają się nie w cykle, lecz raczej zbiór kadrów, jak dobre fraszki, luźno pointujących świat, rodzaj foto-antologii nie tylko do oglądania.
Jurek po jednej stronie obiektywu, z palcem na migawce; po drugiej stronie bohaterowie jego zdjęć. Jak w pojedynku rewolwerowców - kto szybciej wykona skok, rzut, fikołka, zrobi minę, wywali język (albo inną część ciała…), kto zaś - jak JK - ,,wstrzeli się” w tę nanosekundową ekspozycję. Niektóre jego zdjęcia wydają się być, na pozór, ,,portretami pozowanymi”, a - po dokładnej analizie niuansów – okazuje się, że decyduje i tak na koniec magiczny, niepowtarzalny moment spotkania obiektywu w jego ręku z obiektem.
Dlatego robienie fotografii sportowej (często też u Jurka - okołosportowej) to rodzaj konkurencji ,,na czas”, zarazem ,,na styl” skoku do rzeki czasu. Styl w czysto artystycznym
znaczeniu. Boruc zadumany pod ledem z Papieżem, anonimowa dziewczyna z włosami w kolorach flagi, Małysz pod flagą - matejkowski patos. Strzelający policjant i kibol-nożownik to weryzm. Upadający skoczek, rozbryzgujący wokół siebie śnieg - to czysta jak ten śnieg impresja…
Długo można wyliczać zalety warsztatu fotograficznego JK, co zrobiłem w tekście folderu do jego wystawy pt. ,,Złapałeś Kleszcza” (luty 2014 r.), toteż nie będę się powtarzał… Jego zdjęcia mają czasem w sobie i impresjonistyczną mgiełkę, to znów ekspresjonistyczną moc, zdarzają się i kubistyczne kompozycje - by zrobić tu pendant do stylów w malarstwie,
z zastrzeżeniem, że to tylko analogie, jakie podsuwa wzrok, a nie próba uczynienia z fotografii wasala malarstwa, bo już takie były i spełzły szczęśliwie na niczym.
Pora skupić uwagę na innych aspektach jego prac - nie na tym, czemu są fotografiami, lecz dlaczego są w istocie przekazu socjografiami i psychografiami. To zmienia status odbiorcy, bo JK nie zaprasza wyłącznie do oglądania dwuwymiarowych kadrów. Stanowczo, lecz nie nachalnie, proponuje refleksje o ich ponadformalnym sensie. Ten aspekt miała zapewne na myśli Anna Matuchnik-Krasuska, gdy opisywała typ ,,odbiorcy-moralisty” (l.80.-90. XX w.).
Jeśli już przywołałem badaczkę dyspozycji estetycznej oraz recepcji sztuki, to nie mogę pominąć w próbie analizy Jurkowego opus magnum autorytetu nad autorytetami - Urszuli Czartoryskiej - i to nie poprzez dosłowny cytat z jej przebogatej spuścizny myśli o historii fotografii, lecz tytuł jej eseju z 1976 roku, ,,Fotografia jako porozumienie”, gdzie zajmowała się fenomenem relacji między przeszłością a teraźniejszością, swoistym wehikułem czasu, w którym stare zdjęcia przynoszą współczesnym dawne prawdy.
Otóż, w odniesieniu do kwestii implikowanego przez Jurka sposobu odbioru jego prac, można - parafrazując ów tytuł - pisać o ,,fotografii jako rozumieniu”, a następnie rozmyślnie dokonując rozbicia struktury słowa o ,,rozumu-mieniu”, czyli posiadaniu rozumu jako krytycznej wobec rzeczywistości postawy i zdolności rozgraniczania między diametralnymi
wartościami (DOBRO / ZŁO) i pojęciami, które w ciągu ich interpretacji można wywieść (KULTURA / CHAMSTWO).
Każdy dychotomiczny podział, zero-jedynkowy, uwodzący swą prostotą, jest jednak unicestwieniem wszystkiego, co rozprzestrzenia się pomiędzy owymi teoretycznie przyjętymi
punktami granicznymi. Unicestwia bogactwo CZŁOWIEKA, ŻYCIA, ŚWIATA. Szczególnie widać to w odniesieniu do sztuki, w tym fotografii, bo scholastyczne - a zatem z natury
swej prymitywne - rozróżnianie jej na estetycznie piękną i brzydką, etycznie właściwą i niewłaściwą, epistemologicznie poprawną i niepoprawną zabija subtelność zamysłu twórcy.
Fotografie JK świetnie nadają się także i do takiej metody interpretacji. Hołowczyc tulący dziecko jest piękny, natomiast kibic z wywalonym fiutem jest obrzydliwy. Leżąca na śniegu
postać narciarza, przykryta kocem jest groźna, bo budzi złe skojarzenia (trup?!), podkreślone doskonałą, wyciszoną aż do bólu kompozycją kadru. Gliniarz z bronią w płaszczyźnie
wertykalnej, to estetyczna dominanta (układ znany w sztuce) i etyczna porażka, bo użycie siły zawsze jest porażką…
Jurek - jako rasowy fotoreporter - robi zdjęcia z intuicyjnym wyczuciem formy, bo w akcji nie ma czasu na atelierowe ustawianie i oświetlanie modeli. Decyduje moment i albo ,,fota jest O’K”, albo ,,do d…”. Z pozaformalnym przesłaniem jego fotografii jest inaczej, bo ono przebija się swobodnie przez każdy kadr. Gęsty tłum na trybunach, w oparach dymu twarze nie do rozpoznania, magma ludzka a na siatce jakiś małolat - jedynie on jest do zidentyfikowania. Horyzontalna kompozycja JK podsuwa pytanie: co z niego wyrośnie?
I tak jest z większością jego fotografii. Można rozwodzić się nad dynamicznym lub statycznym układem poszczególnych elementów w kadrze, a i tak dojdzie się do refleksji, o czym one opowiadają, jaką kryją narrację, czego uczą. Gotowości na przyjęcie porażki nie tylko sportowej? Melancholii poza metą? Nostalgii nad piwem? A może odreagowania agresji
w bandyckiej szarży? JK pokazuje ekstrakt różnych emocji, zaprasza do myślenia o samym sobie i o sobie w tłumie.
#gajderia #gajderiamagazine #fotografia
Suicide Squad w kinach…
#gajderia #gajderiamagazine #film
Czytaliście? Z następnym numerem ruszamy z całkiem nową stroną gajderia.pl
#gajderia #gajderiamagazine
Po krótkiej przerwie wracamy…
Początek muzyki w filmie datuje się na kilka lat po rozpowszechnieniu sztuki filmowej (pierwszy seans miał miejsce 28 grudnia 1895 roku w Paryżu, gdzie wyświetlono dwuminutowy obraz pod tytułem „Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie”, a później m.in.: „Śniadanie, Polewacz polany” i „Wjazd pociągu na stację w La Ciotat”). Początkowo filmy miały charakter dokumentalny, przedstawiały kawałek życia człowieka czy też sytuacje, tak jak wyżej wymienion wyjazd pociągu. Dopiero na początku XX wieku rozpoczęto nagrywać filmy posiadające jakąś historię i fabułę. Wraz z filmem zostawały wysyłane nuty dla pianisty, który grał podczas seansu. Niestety w tamtych czasach dźwięk nie był częścią filmu, co powodowało problem w odczytaniu emocji lub określonej atmosfery, nawet po bardzo wyrazistej grze aktorów emocje były niezrozumiałe. Pianista, grając, przekazywał widowni aktualny stan ducha. Przełom nastąpił w roku 1922 kiedy to opatentowano metodę zapisu dźwięku na taśmie filmowej. Spowodowało to rozwój nowej dziedziny muzyki jakim jest muzyka filmowa, ale też pod względem artystycznym jak i technicznym rozpoczął się szybki rozwój filmu. Wiele sławnych scen filmowych jest stale połączona z muzyką, te sceny to np. atak carskich żołnierzy na ludność cywilną w filmie „Pancernik Patiomkin”, trening Sylwestra Stallone w filmie „Rocky”, pacyfikacja Antonio Banderasa w filmie „Desperado”, czy genialny motyw muzyczny Kronos Quartet w filmie „Requiem dla snu”. Przypominając sobie te sceny od razu nam przychodzi motyw muzyczny tych filmów. Coraz większą popularnością cieszą się tak zwane „soundtracki”, a po polsku „ścieżka dźwiękowa”. Jest to zbiór utworów umieszczonych w filmie, co powoduje promocje zespołów jak i promocję filmu, który jest promowany przez artystę, a to stwarza dobrą zależność interesów. „Muzyka w filmie spełnia wiele różnorodnych funkcji. Czasami służy jedynie jako tło, które nie wzbogaca fabuły, a jedynie stanowi pewien element estetyczny filmu. Czasami antycypuje i zapowiada nadchodzące wydarzenia. Taką funkcję posiada muzyka wykorzystywana w filmach grozy, horrorach, thrillerach, czy filmach sensacyjnych. Czasami natomiast rolą muzyki filmowej jest intensyfikacja wydarzeń przedstawionych na ekranie.” Muzyka filmowa aktualnie dąży do jak najściślejszego oddania świata przedstawionego w filmie. Na pierwszy rzut oka, może wydawać się, że muzyka nie jest ważną częścią filmu jednak jest to mylne stwierdzenie. Dobrym tego przykładem jest zamieszczony na portalu Wykop.pl zbiór linków do zwiastunów popularnych filmów ze zmienioną oprawą dźwiękową. Ten „eksperyment” pokazuje nam jak film musi współgrać z muzyką aby przekazać klimat historii. Otóż, można zobaczyć zwiastuny filmów „Lśnienie”, „Kevin sam w domu” czy „Głupi i głupszy” z inną ścieżką dźwiękową. Przykładowo, wyemitowane są sceny z filmu „Lśnienie” przedstawiany jest bohater (Jack Nicholson), jest pokazywany jako niespełniony pisarz, który wraz z żoną (Shelley Duvall) i swym małym synkiem wyjeżdża w góry. Ścieżka dźwiękowa jest pogodna, wesoła i o średniej dynamice. Osoba nie znająca fabuły filmu ma wrażenie, że jest to film, w którym Jack jest miłym i pogodnym ojcem, który nie przejmuje się swoimi małymi porażkami dotyczących wydania swojej książki. Wesołe piosenki odwracają uwagę od prawdziwej historii, podobnie jak w zwiastunie filmu „Kevin sam w domu”, chociaż ścieżka dźwiękowa jest przeciwna niż w „Lśnieniu”. Muzyka w „Kevinie” jest mroczna i stylizowana na film grozy bądź horror. Zwiastun ten ma muzykę przeciwną do fabuły komedii, która jest dobrze znana Polakom. Co do muzyki w horrorze, chyba jest jednym z niewielu rodzajów muzyki filmowej, która jest nie do zastąpienia. „Horror bazuje głównie na strachu, a więc reakcji emocjonalnej o charakterze wrodzonym, pojawiającej się w sytuacjach realnego zagrożenia, której towarzyszą różne objawy fizjologiczne. Strach nieodłącznie związany jest z emocjami czyli wszelkimi procesami, które odzwierciedlają stosunek człowieka do oddziałujących na niego różnych bodźców wzrokowych bądź słuchowych. Wszystkie te poruszone aspekty prowadzą do zmiany ogólnego poziomu pobudzenia organizmu, co w konsekwencji powoduje inne myślenie i inne postrzeganie pewnych faktów. Brzmi to wszystko trochę skomplikowanie, ale takie jest właśnie założenie horroru, którego zadanie sprowadza się głównie do przestraszenia widza. W bardzo znaczący sposób ułatwia to zastosowanie odpowiedniej oprawy muzycznej, która potęguje wszelkie doznania emocjonalne”. Często też występuje cisza, która wyjątkowo buduje napięcie tylko i wyłącznie w horrorach.
#gajderia #gajderiamagazine #muzyka #film
Sztuka kolażu
#gajderia #gajderiamagazine #sztuka #kolaż
A Wam się podoba taki fotel?
#gajderia #gajderiamagazine
Charakter to słowo, które jest zwykle związane ze światowym starym rzemiosłem i dbałością o szczegóły z minionej epoki. W dzisiejszym społeczeństwie nastawionym na masową produkcję, celowość i zysk ponad wszystko, możliwość udziału w tym ponadczasowym pięknie jest często ograniczona. Pięknych detali już raczej się nie produkuje, a jeśli nawet ktoś decyduje się na taki krok, to nie jest to zbyt popularne. Pomimo tego, wiele jest osób, które z rozkoszą widziałoby charakterystyczne dekoracje na suficie czy ścianach swojego mieszkania.
Gzymsy, listwy gzyms i inne mogą zmienić dekorację domu. Takie gzymsy na suficie odznaczają się klasyczną urodą, fakturą powierzchni i drobnymi szczegółami tynku.
Na szczęście dla wszystkich ich miłośników te niestandardowe dekoracyjne tynki sufitowe i ścienne wzory w formie gzymsu stają się coraz bardziej popularne. W nietuzinkowy sposób potrafią złamać monotonię sufitu i stworzyć cudowny przepływ linii i ornamentów, które dodadzą odrobiny charakteru każdemu domowi. Projekty niestandardowe są najlepsze, ponieważ uzupełniają architekturę pomieszczenia, jak i również ich zawartość.
Przekształć swój dom ze zwyczajnego na Nadzwyczajny!
Czy Twój dom lub mieszkanie jest nowe czy stare, nie ma to większego znacznia, bowiem można upiększyć go ozdobnymi tynkami. Piękny rzeźbiony sufit z gzymsów stworzy atmosferę elegancji i dostojeństwa. Ozdobny tynk jest przy tym wszechstronny, trwały i lekki. Taka dekoracyjna wstawka może upiększyć każdy salon oraz dodać mu smaku i klasy. Najbardziej prosty pokój może być przekształcony w coś naprawdę interesującego, klasycznego i pełnego wdzięku.
#gajderia #gajderiamagazine #architektura #wnętrz
Muzyka jako forma sprzeciwu
#gajderia #gajderiamagazine #muzyka #sprzeciw
Krzyżanowski wyrażał ducha czasu, w jakich żył, lecz nigdy nie była wtórna.na jego dziełach postacie wynurzają się z ciemnego tła, ich twarze są niezwykle oświetlone i pełne wyrazów. Inne zaś płótna są pełne kolorów, zaskakują połączenie barw. Malarz od samego początku został doceniony przez krytykę i znawców sztuki, lecz jego malarstwo było zbyt wyrafinowane dla szerszego grona publiczności.
Konrad Krzyżanowski urodził się 15 lutego 1872 w ukraińskim Krzemieńczuku. Od 1880 jego rodzina zamieszkała w Kijowie i tam zaczol uczęszcza do gimnazjum, niebawem też uczęszczał do dobrej i cenionej Szkole Rysunkowej Mikołaja Muraszki. Pochodził z szlacheckiej rodziny lecz z bardzo biednej, dlatego w 1891 Konrad musiał przerwać naukę i zając się pracą zarobkową. Malował portrety z zdjęć, przegotowywał też dla geomety plany jednego z pobliskich majątków. Chciał zostać malarzem portrecistą, dlatego za zgromadzeny skromny fundusz wyruszył do Petersburga. Został przyjęty do Alademi Sztuk Pięknych na malarski wydział portretów. By opłacić studia, podioł prace w Izbie Skarbowej, jednak akademia nie okazała się dla artysty wymarzoną szkołą. Było to spowodowane przez rygor, przestarzałe metody nauczania oraz nękająca go bieda. Miał wielu przyjaciół jednym z nich był Konstantym Wróblewski oraz zdobywał rady i wielką życzliwość u jednego z profesorów Archipa Kuindżiego. Z okresów studiów pochodzą pierwsze prace Krzyżanowskiego, zachowane do dziś jak obraz zatytułowany Portret rosyjskiej aktorki. Nie jest to juz dzieło początkującego malarza, a już dzieło dojrzałego artysty.
Konrad Krzyżanowski nie uzyskał dyplomu z Akademi Petersburskiej. W 1897 roku doszło do poważnych konfliktów pomiędzy rektorem, a studentami którzy nie zgodzili się z zmianami funkcjonowania uczelni. Jednym z najgłośniejszych incydentów była z udziałem Krzyżanowskiego. Malarz stanął w obronie kolegi, niesprawiedliwie potraktowanego. Przez to rektor usunoł go ze szkoły. Został też usunięty, stojący po studentów stronie profesor Kuindżi.
Kolejnym etapem artystycznej edukacji była prywatna szkoła Szymona Hollósy'ego w Monachium. Węgierski malarz i nauczyciel sam przyznał że nie wiele moze nauczyć kogos tak zdolnego jak Krzyżanowski. Liczne wyjazdy na plenery, głownie do Węgier, pozwoliły rozkwitnąć talentowi talentu. Szybko doceniono jego styl emocjonalny i ekspresyjny. W czasie podróży do Włoszech powstał obraz który w 1899 roku zadebiutował w kraju. Wystawiając je w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych.
W stolicy Konrad Krzyżanowski zdobył popularność jako malarz oraz zaskarbił sobie przyjaźń wielu artystów i intelektualistów jako człowiek nietuzinkowy, przy tym niezwykłej dobroci. Stworzył świetne portrety wielu przedstawicieli bohemy. Krzyżanowski znany był z tego że nie lubial upiększać modeli, jako artysta był bezkompromisowy. Jeśli był nie zadowolony z pracy, niszczył je. Zdarzało się że zmamawiajacy portret obrażał się na malarza, bo dzieło nie przypadło mu do gustu. Krzyżanowski nie był typem malarza samotnika. Zaraz po przyjeździe do Warszawy założył swą, małą prywatną szkołę, a w 1904 roku zaproponowano mu objęcie profesury w Szkole Sztuk Pięknych. Był świetnym pedagogiem, uwielbiał uczyć i jako nauczyciel był lubiany. Chciał aby uczniowie dążyli do swobodnego rozwoju, tepił u nich skłonności do naśladowania i ślepego dążenia za modą. Obdarzony dynamicznym temperamentem, uczucia okazywał w taką samą ekspresją, z jaką malował obrazy. Gdy spodobała mu się praca jakiegoś studenta, ściskał go serdecznie i odwoływał go wielkim artystą. A gdy był nie zadowolony , obrzucał obelgami mieszając języki polski, węgierski, ukraiński i niemiecki.
W 1905 jedną z jego studentek była Michalina Piotruszewska. Artysta zakochał się w niej z wzajemnością i niebawem się pobrali. Wraz z grupą studentów w 1908 roku,wyjechał na plener do Finlandii. Już wczesniej prócz portretów malarz malował krajobrazy, stworzył cykl pejzaży w odmiennym od wcześniejszych stylów jakie tworzył. Były one bardziej gwałtowne i pełne życia. W tym samym czasie artysta podjął się wykonania projektu witrażu dla kościoła św. Stanisława w Brześciu Kujawskim. Jak się okazało sprostał i w tej formie wypowiedzi artystycznej.
W 1909 Konrad Krzyżanowski zrezygnował z pracy w Szkole Sztuk Plastycznych. Zaczol odnosić wówczas spore sukcesy. Jego prace bardzo spodobały się w Londynie, potem w Petersburgu i w Rzymie. Tam w 1911 roku Galeria d'Arte Moderna kupiła jego Portret narzeczonej. W 1913 nagrodzono go złotym medalem w Monachium, za Portret Pelegii Witosławskiej. Gdy w 1917 roku w Kijowie powstała polska Szkoła Sztuk Pieknych. Krzyżanowski został jej profesorem, zaś rok pózniej założył własna szkole malarską.
Śmiertelna choroba objawiła się gdy miał zaledwie 50 lat i był w pełni sił twórczych. Zmarł 25 maja 1922 roku. Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych zorganizowało mu wielką wystawę, jakiej nie doczekał się za życia.
#gajderia #gajderiamagazine #sztuka
Pytania do autora…
#gajderiamagazine #gajderia #literatura
Już jest sierpniowy GajderiaMagazine, a w nim:
-Tolerancja
-Rozmowa z Tomaszem Jastrunem – o Kolonii karnej
-Sztuka Kolażu
-Artur Nacht-Samborski
-DiCaprio
-Suicide Squad
-Muzyka jako forma sprzeciwu
-Pożądany fotel wszech czasów – Eames Lounge Chair and ottoman
-Jak wykorzystać i udekorować ikeowskie regały Kallax/Expedit
-Na wszystko przyjdzie czas
Miłej lektury, pamiętajcie o ankiecie!!!
#gajderia #gajderiamagazine #czasopismo #felieton #literatura #sztuka #muzyka #film #architektura #wnętrz #sport #zdrowie
Anihilacja Bezmózgowia
Antytezą dla przeciętnego odbioru sztuki („O, jakie to ładne!” albo „Fuj, ohyda!”), przebiegającego wedle podziału na piękne i brzydkie, to, co się podoba albo budzi odrazę, jest jej percypowanie, w indywidualny zawsze sposób, łączące emocje, wrażenia estetyczne i refleksję intelektualną. Czarny kwadrat na białym tle (1915 r.) Kazimierza Malewicza to manifest suprematyzmu, bodaj pierwszy manifest czystej abstrakcji geometrycznej, który jest buntem przeciwko sztuce przedstawieniowej, kopiującej rzeczywistość. Guernica (1937 r.) Pablo Picassa, to obraz w pełni reprezentatywny dla jego malarskiej poetyki, lecz tylko w części zrozumiały bez wiedzy o zbombardowaniu małego miasteczka przez eskadrę Kondor podczas wojny domowej w Hiszpanii. Bitwa pod Grunwaldem (1878 r.) Jana Matejki to z kolei bardziej ważne wydarzenie historyczne opowiedziane językiem malarstwa niż tylko wielkie płótno, którego nie pojmie się bez – przynajmniej podstawowej – wiedzy o zmaganiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów z Krzyżakami. Te trzy przykłady (czysta forma, głównie forma z narracją w tle i narracja z formą w tle – to moje subiektywne, oczywiście, odczucie) pokazują trzy – nie jedyne – sposoby podejścia do sztuki.
Bezkres interpretacji: wolność odbiorcy i / albo ogród pokus dla krytyka i historyka sztuki
Anna Borcz w niezwykły sposób potrafi te nurty połączyć. Prezentowane na wystawie w Galerii ZAWartE obrazy i collage’e wymagają – dla rozkoszowania się pełnią ich przekazu – wrażliwości na formę, elementarnej orientacji w tradycji europejskiego malarstwa, szczególnie neoekspresjonizmu, znajomości – choćby pobieżnej – różnych kultur. To potrzebne, aby zrozumieć, dlaczego obrazom Majowie Pierzastego Węża i Mity egipskie jest tak blisko do siebie, że zajmują w galerii miejsca vis a vis. Przecież ludy prekolumbijskie i starożytni Egipcjanie czcili słońce, jedni pod postacią Quezalcoatla, drudzy jako Atona, złotą tarczę toczącą się po nieboskłonie. W warstwie technicznej oba płótna łączą się również, na co zwraca uwagę Wojciech Lupa, profesor wrocławskiej ASP: „Kolor zajmuje szczególne miejsce. Obrazy powstają z barw czystych i intensywnych. Autorka śmiało sięga do całej palety kolorów. Buduje nową materię, przestraja hierarchię, odkrywa nowe środki i wprowadza je w akcję. Mówiąc o kolorze, nie sposób nie wspomnieć, jak dużą Rolę odgrywa w nim czynnik światła. Światło buduje napięcia kolorystyczne i wzmaga dynamikę obrazu. W malarstwie Anny Borcz widać pracę nad odpowiednią skalą, określającą współbrzmienie poszczególnych elementów, budujących płaszczyznę obrazu, w której odnajdujemy miejsce na dominantę kolorystyczną odpowiednio zróżnicowaną mikrostrukturą powierzchni”.
Bogata faktura dzieł Anny Borcz oddaje także bogactwo jej przeżyć i wspomnień wyniesionych z dzieciństwa. Można w collage’ach znaleźć kawałki materii, w którą jej dziadkowie pakowali pośpiesznie dobytek w 1945 roku, gdy przed ich przesiedleniem na tereny zachodniej Polski z rodzinnego Lwowa Sowieci dali im łaskawie kilka godzin…
Antropologia kulturowa – jako samodzielna, naukowa dziedzina – zrodziła się nie gdzie indziej, jak w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, bo tylko przybysze z innych kontynentów (Holendrzy, Anglicy, Francuzi, my – Polacy, Chińczycy, Japończycy, Hiszpanie, Portugalczycy, Skandynawowie, Rosjanie, Afrykańczycy, i można by wymieniać bez końca nacje!) mogli stworzyć tu collage kultur, z którego wzięła się wiedza metodycznie gruntowna i demokratycznie uzasadniona. Weszli, ci najeźdźcy, na ziemie od niepomnych wieków zajęte przez ludy proste, lecz nie prymitywne, bo kochające lub lękające się swych bogów, własnym pismem utrwalające własne mity i dzieje, wznoszące świątynie, pałace i domy…
Bylibyśmy, my, Europejczycy, zadufani, zakochani tylko w sobie, gdybyśmy tego nie dostrzegali, nie doceniali i, chyląc się nisko przed tradycjami kulturowymi innych ludów, nie potrafili zmierzyć się z nimi, podejmując dialog międzykulturowy, w którym nie ma lepszych i gorszych symboli, znaków, idei i wartości – są tylko partnerzy, są czasem chłodne, czasem gorące, o miłość ocierające się przyjaźnie. Jakże ważne to we współczesnym świecie, pękającym od nienawiści, w świecie, w którym znów ponure słowo “ludobójstwo” odzyskuje ponure znaczenie i brata się z innym, bodaj równie groźnym, z terroryzmem. Trzeba wiedzy humanistycznej, wrażliwości głębokiej jak studnia artezyjska i wyobraźni szerokiej jak ocean, aby prawdę kulturowych i cywilizacyjnych związków wynieść ponad fałsz wyższości jednej rasy nad drugą, jednej religii nad innymi, jedynie słusznego “porządku” ponad tysiące innych koncepcji uniwersum. Trzeba – po prostu – BYĆ ANNĄ BORCZ, by ze środka duszy artystycznej w żywych barwach i pulsujących skojarzeniami kształtach pokazywać, że więcej nas łączy niż dzieli, że dostępna nam współczesność zaczęła się dawno i nie tylko tu…
Alternatywą dla malarstwa „czystej formy” (np. Malewicz) jest malarstwo – nazwijmy to umownie – formy skondensowanej, przemawiającej konsekwentnym warsztatem i humanistycznym przesłaniem.
Być może Anna Borcz wytycza ścieżkę – jedną z niezliczonych we współczesnej sztuce – tworzenia i zachęty do interpretacji, po której trzeba kroczyć z oczami szeroko otwartymi, chłonącymi zachłannie kolor i kształty i z umysłem otwartym na subtelny szept tradycji. Jej twórczość to ANIHILACJA BEZMÓZGOWIA, trudna i przewrotna, bo tylko na poziomie wrażeń wzrokowych dająca się sprowadzić do elementów czysto plastycznych. Aby ją pojąć w pełni, trzeba nie tylko widzieć, lecz i wiedzieć, trzeba otworzyć wyobraźnię i umysł.
O artystce:
Anna Borcz – wrocławianka, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby (dyplom w 1992 r. w pracowni prof. Konrada Jarodzkiego). Twórczość autorki obejmuje sferę zarówno malarstwa, rysunku, jak i collage'u oraz fotografii.
Drogi artystycznej Podróży prowadzą niekiedy przez obszary czasu współczesnego, ale i dawnego obyczaju, orientu, architektury średniowiecznej (pokazywanej często w dynamicznych barwach) oraz myśli renesansowej. Tam autorka zdaje się szukać źródeł humanizmu, bo właśnie sam człowiek jest chyba najważniejszym elementem twórczości artystki. Mijane w czasie Podróży postacie i pejzaże otacza pełna fantazji kolorystyka obrazów. Wysoko ceni takich twórców jak Jan Vermeer z Delft, Gustaw Klimt, Edgar Degas, August Rodin, Henri Matisse, Umberto Boccioni. Autorka od 1993 r. należy do Związku Polskich Artystów Plastyków. W 2006 r. uzyskała stopień doktora sztuki w dziedzinie sztuk plastycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu na Wydziale Sztuk Pięknych. Obecnie zajmuje się pracą dydaktyczną w zakresie rysunku i malarstwa na kierunku studiów Architektura Krajobrazu Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Artystka miała wiele wystaw indywidualnych oraz zbiorowych w kraju i za granicą (Niemcy, Francja, Ukraina, Szwajcaria, Rosja, Finlandia). Obecnie współpracuje z galeriami w Polsce oraz w innych krajach (m.in. w Kanadzie, Niemczech, Szwajcarii). Prace Anny Borcz są w zbiorach prywatnych w Europie, USA i Kanadzie.
Anna Borcz o sobie:
Fascynują mnie możliwości różnorodnych interpretacji kompozycji abstrakcyjnych.
Uważam, że możliwości wielu odczytań dzieła przydają mu tylko walorów.
W wielu obrazach odwołuję się do sztuki materii drugiej połowy XX wieku, w tych fakturalnych obrazach, gdzie fakturę tworzą nie warstwy farby, lecz grubej naturalnej tkaniny, zbliżam się przestrzennie do widza.
W ciągu kolejnych lat pracy artystycznej oraz pracy nauczyciela akademickiego, podczas plenerów, wystaw, wykładów i konferencji, miałam okazję poznania innych kultur znad basenu Morza Śródziemnego, Czarnego i Bałtyckiego, a także poznania nowego podejścia do kondycji artysty malarza.
#gajderia #gajderiamagazine #sztuka #art #archiwum
Spełniajcie swoje marzenia!
#gajderia #gajderiamagazine #marzenia
Pracujemy już nad sierpniowym numerem…:)
#gajderia #gajderiamagazine
O tym, że „money talks” w dzisiejszym świecie wiadomo nie od dziś. Wcale nie trzeba mieć znacznie podwyższonego ego i znać się na sporcie, aby to zauważyć. Ja jednak znam się na sporcie, podwyższone ego nie jest mi również obce, jedyny problem z zauważeniem tego problemu mogłaby stanowić lekka wada wzroku, jaką matka natura postanowiła mnie obdarować. Nie meandrując dalej już wokół przywar autora, możemy wspólnie zagłębić się w to zjawisko.
Ostatnio, 2 maja, miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć finał Pucharu Polski transmitowany ze Stadionu Narodowego. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielki rozgłos i wspaniała otoczka wokół całego wydarzenia. To dokładnie to, co o naszej rodzimej lidze mówią obcokrajowcy – że niby otoczka jak w Premier League, a jednak wykonanie zgoła inne. To tak jak z hymnem według pani Górniak – tekst ten sam, publiczności jak nigdy, a wykonanie, delikatnie mówiąc, chu*owe. Jako rasowy masochista i niezwykle konsekwentny w swoim jestestwie Polak, postanowiłem skorzystać z dobroci „publicznej” telewizji – TVP 1 i zasiadłem przed TV, obserwując drugim okiem Twittera. Osobiście polecam taki model oglądania czegokolwiek, co ma choćby najmniejszy związek z naszą piłką – nie ma nic lepszego od szydery, która jest nachalna niczym karp w Wigilię. Festiwal kopania się po czołach w niezwykle profesjonalnie wyglądających strojach i fryzurach, których ułożenie nie zaprawionemu w podobne boje człowiekowi zajęłoby minimum 20 minut, ruszył. Gdy już jednak ruszył, cały czar prysnął. Zobaczyliśmy cały folklor naszego piłkarskiego podwórka – np. grę w poprzek opanowaną do perfekcji czy też grę w znaną przez większość zabawę pt. „Piłka parzy”. Ja jednak nie o tym. Wynik wszyscy pewnie już znacie: 2-1 wygrała Legia po wyścigu Żółwia z drugim Żółwiem, który jednak postanowił zabrać ze sobą jeszcze jednego ze swoich pancernych przyjaciół na plecy. Chodziło o samo zachowanie rozwydrzonych gwiazdek Legii po meczu. Ostatnio trafiłem na filmik kręcony z mixed-zony (strefa mieszana, w której piłkarze zazwyczaj udzielają pomeczowych wywiadów), na którym żaden z Legionistów nawet na chwilę nie miał ochoty się zatrzymać i podzielić swoimi odczuciami dot. tamtego spotkania. Vrdoljak, Sagan, Rzeźniczak, Broź, nawet Kosecki… Nic, zero, null. A zwieńczenie całej akcji stanowił Żyro, którego dziennikarze wołali choćby na słówko, a ów odburknął tylko: „Puchar jest nasz” i poszedł za podobnymi do siebie gwiazdkami. Legioniści już kolejny raz potwierdzili łatkę „buraków ze stolicy”, która jest im narzucona w środowisku. Zapominają, że gdyby nie kibice, którzy płacą za karnety, gadżety oraz dziennikarze, którzy wokół tej całej ogórkowej ligi i pucharu robią otoczkę godną Bundesligi czy innej Serii A, tak naprawdę nie istnieliby. Są pewne rzeczy czy też zachowania, jak np. klasa, na które sama kasa nie wystarczy.
Odchodząc od Piłki, a pozostając nadal przy temacie, nie mogę pominąć „walki stulecia” – Mayweather vs Pacquiao. Jeżeli gdzieś „money talks” – to tam „money yells”. I krzyczała z każdego miejsca, z każdego centymetra kwadratowego MGM Grand w Las Vegas. Samo pay per view za ów walkę w USA wyceniono na 90$, co i tak jest małą kwotą, porównując ją do biletów, gdzie cena na czarnym rynku dochodziła w niektórych przypadkach do 150 tysięcy zielonych. Money wygrał, jak zresztą wcześniej przewidywałem, i zgarnął za ten pojedynek 180 milionów dolarów. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy sport w dzisiejszych czasach nie jest zbyt przepłacany? Oczywiście, nie odbieram zasług Floydowi, który musiał się okropnie napracować, aby dojść na szczyt, ale odpowiedź na wcześniej zadane pytanie nasuwa się sama. Chociaż w tym przypadku, promocja walki była na tak wysokim poziomie, że „Pac” nawet bez stroju kosmonauty mógł zobaczyć księżyc. Oboje z pięściarzy zachowywali wielką klasę, bo wiedzieli, że to kibice są ich chlebodawcami (w większości). A przykład tej walki to model pozytywny, natomiast wszyscy z piłkarzy Legii to przykład, którego takim mianem nazwać po prostu nie wypada.
#gajderia #gajderiamagazine #sport #archiwum
Marsjanin
#gajderiamagazine #gajderia #marsjanin #film
Tapeta a wygląd pomieszczenia
Gdy ściany potrzebują trochę więcej dekoracji, najlepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie interesującej tapety. Warto zdecydować się na nietuzinkowy wzór, aby móc przekształcić zwykłą tapetę w atrakcyjny szablon ścienny.
Zawiłe detale dodadzą klasy każdemu pomieszczeniu i przyciągną wzrok, co może być jednym z najszybszych i najbardziej skutecznych sposobów, aby zmodernizować swoją przestrzeń życiową. Możesz dodać także niedrogie naklejki ścienne lub oprzeć projekt na malowniczych fototapetach i stworzyć pokój, o jakim zawsze marzyłeś. Eleganckie wzory, intrygujące i piękne tekstury oraz wydruki mają ogromny wpływ na wystrój pomieszczenia. Tapeta może być wykorzystana do wszystkich lub tylko do jednej ze ścian.
Poniżej znajdują się przykłady, w jaki sposób zastosowanie różnych tapet w tym samym pomieszczeniu zmienia wyglad nie tylko ściany, ale i całego pokoju.
Pamiętaj, że nie należy używać tego samego wzoru na wszystkich czterech ścianach pokoju, aby pokój wyglądał bardziej interesująco.
#gajderia #gajderiamagazine #tapeta #architekturawnętrz
Mateusz Krzystański
#gajderiamagazine #gajderia #fotografia
Pozwól aby spędzić z nami miło weekend…
#gajderia #gajderiamagazine
Konrad Krzyżanowski
#gajderia #gajderiamagazine #art #sztuka #krzyżanowskie
Bliski współpracownik Petera Jacksona, znakomity autor zdjęć filmowych i zdobywca Oscara, Andrew Lesnie, zmarł na atak serca. Lesnie współpracował z Peterem Jacksonem przy wszystkich filmach od czasu realizacji Władcy Pierścieni: Drużyny Pierścienia, za który otrzymał Oscara w kategorii Najlepsze zdjęcia za film. Andrew Lesnie był także posiadaczem nagrody Australian Cinematographers Society Milli Award za lata 1995 i 1996 – tytuł australijskiego filmowca roku zdobył bowiem dwa lata pod rząd. W roku 1997 otrzymał również nagrodę Australijskiego Instytutu Filmowego za najlepsze zdjęcia. Przypadła mu ona za realizację filmu Doing Time for Patsy Cline w tym samym roku i za ten sam film otrzymał także złotą nagrodę A.C.S. Rok wcześniej zdobył złotą nagrodę A.C.S. Golden Tripod Award za film Babe, świnka z klasą, w roku 1995 natomiast za Temptation of a Monk, a w 1994 za Spider and Rose. Nakręcił filmy dokumentalne The Making of The Road Warrior, Stages (o Peterze Brooku i Paris Theatre Company w Australii), a także film The Comeback, z udziałem Arnolda Schwarzeneggera. Pracował także dla telewizji; zrealizował The Rainbow Warrior Conspiracy, Melba (nagroda A.C.S. Merit Award) i Cyclone Tracy (nagroda A.C.S. Golden Tripod Award za najlepsze zdjęcia do serialu). Leslie był także laureatem nagród A.C.S. przyznanych mu za zrealizowanie nowel filmowych The Outing i The Same Stream.
Pracował także m.in. przy takich produkcjach jak: Jestem legendą, Ostatni władca wiatru, Geneza planety małp, King Kong czy Nostalgia Anioła. Jego ostatnim filmem, do którego zrealizował zdjęcia jest Źródło nadziei, debiut reżyserski Russella Crowe'a.
#gajderia #gajderiamagazine #film
Muzyka w filmie
#gajderia #gajderiamagazine #muzyka #film
Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?
Moje pierwsze zdjęcia zrobiłam pod koniec moich studiów. Dostałam w prezencie analogową Minoltę, nie pamiętam już jaki to był model. Pamiętam, że napsułam strasznie dużo klatek. Jedne były czarne, inne całkiem białe. Ale uparcie dążyłam do kolorowego, nasyconego obrazu. Szybko okazało się, że kwiatki, robaki i liście mnie nie kręcą; wtedy właśnie zaczęłam fotografować ludzi. Po studiach porzuciłam film i przesiadłam się na cyfrę. To był moment, kiedy poczułam fotografię naprawdę.
Zajełaś drugie miejsce w Konkursie organizowanym przez JFT, Twoja praca była na okładce marcowego Gajderia Magazine. Czy często bierzesz udział w konkursach?
Szczerze mówiąc, nigdy nie byłam przekonana do konkursów. I prawda jest taka, że zdjęcie na konkurs JFT wysłałam za namową mojej wizażystki Marty. Byłam pewna, że moja Rosetta przepadnie gdzieś wśród innych fajnych prac. Telefon, który odebrałam przed Festiwalem zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Tym bardziej, że w dniu, kiedy odbierałam moją pierwszą nagrodę w życiu, kończyłam równe 30 lat.
Jakiego sprzętu fotograficznego używasz?
Zarówno puszka, jak i szkła pochodzą z rodziny Nikona.
A inspiracje? Skąd czerpiesz pomysły?
Ostatnio coraz częściej z przedmiotów codziennego użytku. Papier, folia, patyczki do balonów czy kawałki gąbki, które przyszły do mnie jako wypełnienie kartonu z przesyłką. Najlepsze pomysły wpadają mi do głowy na siłowni
Twoje modelki i modele mają bardzo ciekawe stroje. Z kim współpracujesz, masz swój zespół?
Tak, mam swój zespół, w tej chwili już to nie tyle współpraca, co po prostu przyjaźń. Specjalistką od zadań specjalnych jest moja wizażystka Marta Jaśniewicz, ostatnio dołączyła do nas Joanna Żołądź. Dziewczyny mają różną „rękę”, malują całkiem odmiennie, a mnie zależy na eksperymentach. Nadal szukam swojej drogi i próbuję wszystkiego. Niektóre stroje wykonuję sama, niektóre pożyczam od dwóch znajomych projektantek, Angeliki Wysoczarskiej i Natalii Woźniak. No i muszę wspomnieć o mojej najwierniejszej, wytrwałej i niezwykle kobiecej modelce Paulinie Mańce.
Jakie masz plany na przyszłość?
Mam nadzieję, że ten rok będzie dla mnie w pewnym sensie rokiem przełomowym. Pod względem techniki i mojego portfolio. Mam w zanadrzu kilka ciekawych projektów, niektóre już częściowo zrealizowane, inne jeszcze jako szkice w zeszycie. Nie planuję nic konkretnego, bo nie wiem gdzie zaprowadzi mnie ścieżka fotografii.
Czego Ci życzyć?
Powodzenia i przychylnych werdyktów jury.
#gajderia #gajderiamagazine #fotografia #art #archiwum
GajderiaMagazine Lipiec 2015
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia
Dekoracyjne tynki i listwy architektoniczne
#gajderia #gajderiamagazine #tynki #listwy #architektura #wnętrz
Dwa miesiące temu wróciłam z pierwszej wielkiej wyprawy mojego życia – duchowej podróży po Indiach. Czas mija, a mnie ciągle ciężko dostosować się do wymogów społeczeństwa zachodniego, codziennego życia polegającego na gonitwie w każdą możliwą stronę – by wszystko zrobić szybko i jak najlepiej. Ciągła myśl w głowie, że tam wszystko zostało takie spokojne, radosne i „niespieszące”.
Czym były dla mnie Indie? Całkowitym „resetem” umysłu, wyciszeniem i zagłębieniem się w swoją wewnętrzną istotę – z duchowej strony podróży. Z innej natomiast – konfrontacją ze swoją zachodnią materialistyczną kulturą, egzotycznym doświadczeniem, namnożeniem smaków i zapachów, podziwianiem piękna natury, jakiej wcześniej nie widziałam.
Indie pokazały mi swoją skrajność zaraz po opuszczeniu lotniska – Mumbaj, wielkie miasto, którego zróżnicowanie sytuacji materialnej ludzi tak bardzo przytłacza. Obok ogromnych wieżowców, marmurowych willi, ogromnych świątyń, znajdują się małe posklejane ze znalezionych materiałów domki, w których mieszkają całe rodziny. Ruch uliczny można nazwać chaosem; rządzi tam zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Kolorowe ciężarówki, setki motocykli, na których przemieszczają się rodziny z dziećmi, małe riksze, rowery, samochody i jedna naczelna zasada – trąbienie. Trąbi każdy, „trąbienie jest OK!” – jak napisane jest na każdej ciężarówce, trąbienie pomaga ustalić, czy ktoś jedzie zza zakrętu, czy ktoś planuje wyprzedzać lub wymijać.
Poza zamieszaniem w komunikacji, rzuca się w oczy ogromna bieda. Omijając kasty arystokracji, bogate sklepy, zachodnie marki, eleganckie restauracje i wieżowce firm, na ulicy co krok spotyka się ludzi proszących o pieniądze, o jedzenie, którzy śpią tam, gdzie dopadnie ich zmrok. Nowy dzień zaczyna się dla nich tak samo: wstają, otrzepują się z kurzu, w którym zasnęli i wyciągają swoje wychudzone ręce w nadziei na czyjąś litość lub współczucie. Pomimo sytuacji w jakiej los postawił tych ludzi, uśmiech z ich twarzy nie znika.
To, co odróżnia ich od cywilizacji zachodniej, to spokój, uśmiech i wewnętrzna harmonia. Ludzie się uśmiechają – tak, jakby nie stracili tego czegoś, co tu, na zachodzie ginie na koszt poukładania całego otoczenia zewnętrznego (wszystko musi być takie i takie, ściśle określone przepisami, ludzie biegną i ciągle czegoś potrzebują – bo nie wiedzą, że mają wszystko, co potrzebne).
Indie to kraj ludzi religijnych; świątynie żyją, tętnią, ciągle słychać śpiewy, okrzyki radości, widać oddawane pokłony. Święto obchodzone jest za świętem, towarzyszą temu przedstawienia mówiące o historii ich Bogów, koncerty genialnej, uwzniaślającej muzyki, no i oczywiście prasat – czyli poczęstunek dla ludzi biorących udział w ceremonii. Wędrując w góry Indii, można dotrzeć do ludzi żyjących w całkowitym odosobnieniu, skupiających się na swoim wnętrzu i odkrywających nieograniczone niczym pokłady miłości wypływającej z ich samych – dążących do osiągnięcia wyzwolenia z materialistycznych potrzeb.
Poza kontaktem z ludźmi niesamowity okazał się kontakt z naturą. Naturą dla mnie egzotyczną. PrzeZima w Indiach przejawia się brakiem opadów. Automatycznie wszystko, co niepodlewane usycha, wysychają rzeki – pejzaż staje się czymś w rodzaju sawanny. Są jednak gospodarstwa nawadniające uprawy, więc plony zbiera się przez cały rok.
Soczyste melony, papaje, arbuzy, mango – wszystko naturalne i świeżo zerwane. Niesamowite pobudzanie kubków smakowych. Sprzedawane na ulicy świeżo wyciskane soki, kokosy do picia, które potem wystarczy rozłupać, by zajadać się pyszną malayą – kokosowym miąższem, czyli wiórkami jeszcze o konsystencji galaretki. Całe bogactwo indyjskiej kuchni, której bazą jest smak ostry i słodki. Bo słodycze mają wyborne!
Będąc tam półtora miesiąca (od końca stycznia do początku marca) w okresie, gdy trwała tam zima, a temperatury wahały się między 28-35 stopni, mogłam poczuć tę cudowną ucieczkę od polskiego śniegu i mrozów.
Egzotyczne kwiaty wabiące swoim pięknem, od których nie można oderwać wzroku, jak i zwierzęta – kolorowe pawie (choć są i białe wydające okropnie niemuzyczne dźwięki, niczym klakson w rowerze) rozbrykane, zadziorne małpy, na które trzeba uważać, wielkie nietoperze oblegające drzewa, kolorowe motyle przerastające te polskie dwu-, a nawet trzykrotnie. Całe bogactwo Indii środkowych.
Indie to nie kraj, który da się zwiedzić w krótkim czasie. Urzekły mnie i mam nadzieję tam powrócić w przyszłości.
Więcej o mojej podróży po Indiach (również tej duchowej) na blogu, który prowadzę: http://ift.tt/1SA2ZaL
#gajderia #gajderiamagazine #indie #felieton
Wszyscy jesteśmy ludźmi
#gajderia #gajderiamagazine #wszyscy #jesteśmy #ludźmi #sport
Lipcowy GajderiaMagazine, a w nim:
-Konrad Krzyżanowski
-Polska sztuka plakatu
-Mateusz Krzystański Jerzy Kleszcz
-Bond
-Hotel Transylwania 2
-Marsjanin
-Robin Williams w filmie Boulevard
-Muzyka w filmie
-Dekoracyjne tynki i listwy architektoniczne
-Jak tworzyć, dekorować i spełniać marzenia
-Wszyscy jesteśmy ludźmi
Pamiętajcie o ankiecie!!!
#gajderiamagazine #gajderia #fotografia #sztuka #muzyka #film
Dziś nowy numer GajderiaMagazine…
W przyszłym tygodniu nowy numer…
#gajderiamagazine #gajderia
Moja zaletą jest to ze nie pochodzę z Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Mam świeży umysł każda nowa podróż jest dla mnie nowym przeżyciem. Traktuje wszystkie wyprawy jak nowe przygody. Podróżuje o wschodzi i o zachodzie w tzw. złotych godzinach. Moimi ukochanymi miejscami są Rezerwt Góry Zborów oraz Skałki Rzędkowickie tam wracam najczęściej. Celem jest pokazanie Jury jako miejsca najbardziej fotogenicznym w Polsce. Jak narazie idzie w bardzo dobrą stronę gdyż gazeta fotograficzna Digital Foto Video wraca po raz kolejny do nas już w czerwcu.
#gajderiamagazine #gajderia #fotografia
Maria Jarema
#gajderiamagazine #gajderia #sztuka #malarstwa