czwartek, 6 sierpnia 2015

http://ift.tt/1j4hpzN O tym, że „money talks” w...



http://ift.tt/1j4hpzN

O tym, że „money talks” w dzisiejszym świecie wiadomo nie od dziś. Wcale nie trzeba mieć znacznie podwyższonego ego i znać się na sporcie, aby to zauważyć. Ja jednak znam się na sporcie, podwyższone ego nie jest mi również obce, jedyny problem z zauważeniem tego problemu mogłaby stanowić lekka wada wzroku, jaką matka natura postanowiła mnie obdarować. Nie meandrując dalej już wokół przywar autora, możemy wspólnie zagłębić się w to zjawisko.
Ostatnio, 2 maja, miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć finał Pucharu Polski transmitowany ze Stadionu Narodowego. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielki rozgłos i wspaniała otoczka wokół całego wydarzenia. To dokładnie to, co o naszej rodzimej lidze mówią obcokrajowcy – że niby otoczka jak w Premier League, a jednak wykonanie zgoła inne. To tak jak z hymnem według pani Górniak – tekst ten sam, publiczności jak nigdy, a wykonanie, delikatnie mówiąc, chu*owe. Jako rasowy masochista i niezwykle konsekwentny w swoim jestestwie Polak, postanowiłem skorzystać z dobroci „publicznej” telewizji – TVP 1 i zasiadłem przed TV, obserwując drugim okiem Twittera. Osobiście polecam taki model oglądania czegokolwiek, co ma choćby najmniejszy związek z naszą piłką – nie ma nic lepszego od szydery, która jest nachalna niczym karp w Wigilię. Festiwal kopania się po czołach w niezwykle profesjonalnie wyglądających strojach i fryzurach, których ułożenie nie zaprawionemu w podobne boje człowiekowi zajęłoby minimum 20 minut, ruszył. Gdy już jednak ruszył, cały czar prysnął. Zobaczyliśmy cały folklor naszego piłkarskiego podwórka – np. grę w poprzek opanowaną do perfekcji czy też grę w znaną przez większość zabawę pt. „Piłka parzy”. Ja jednak nie o tym. Wynik wszyscy pewnie już znacie: 2-1 wygrała Legia po wyścigu Żółwia z drugim Żółwiem, który jednak postanowił zabrać ze sobą jeszcze jednego ze swoich pancernych przyjaciół na plecy. Chodziło o samo zachowanie rozwydrzonych gwiazdek Legii po meczu. Ostatnio trafiłem na filmik kręcony z mixed-zony (strefa mieszana, w której piłkarze zazwyczaj udzielają pomeczowych wywiadów), na którym żaden z Legionistów nawet na chwilę nie miał ochoty się zatrzymać i podzielić swoimi odczuciami dot. tamtego spotkania. Vrdoljak, Sagan, Rzeźniczak, Broź, nawet Kosecki… Nic, zero, null. A zwieńczenie całej akcji stanowił Żyro, którego dziennikarze wołali choćby na słówko, a ów odburknął tylko: „Puchar jest nasz” i poszedł za podobnymi do siebie gwiazdkami. Legioniści już kolejny raz potwierdzili łatkę „buraków ze stolicy”, która jest im narzucona w środowisku. Zapominają, że gdyby nie kibice, którzy płacą za karnety, gadżety oraz dziennikarze, którzy wokół tej całej ogórkowej ligi i pucharu robią otoczkę godną Bundesligi czy innej Serii A, tak naprawdę nie istnieliby. Są pewne rzeczy czy też zachowania, jak np. klasa, na które sama kasa nie wystarczy.
Odchodząc od Piłki, a pozostając nadal przy temacie, nie mogę pominąć „walki stulecia” – Mayweather vs Pacquiao. Jeżeli gdzieś „money talks” – to tam „money yells”. I krzyczała z każdego miejsca, z każdego centymetra kwadratowego MGM Grand w Las Vegas. Samo pay per view za ów walkę w USA wyceniono na 90$, co i tak jest małą kwotą, porównując ją do biletów, gdzie cena na czarnym rynku dochodziła w niektórych przypadkach do 150 tysięcy zielonych. Money wygrał, jak zresztą wcześniej przewidywałem, i zgarnął za ten pojedynek 180 milionów dolarów. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy sport w dzisiejszych czasach nie jest zbyt przepłacany? Oczywiście, nie odbieram zasług Floydowi, który musiał się okropnie napracować, aby dojść na szczyt, ale odpowiedź na wcześniej zadane pytanie nasuwa się sama. Chociaż w tym przypadku, promocja walki była na tak wysokim poziomie, że „Pac” nawet bez stroju kosmonauty mógł zobaczyć księżyc. Oboje z pięściarzy zachowywali wielką klasę, bo wiedzieli, że to kibice są ich chlebodawcami (w większości). A przykład tej walki to model pozytywny, natomiast wszyscy z piłkarzy Legii to przykład, którego takim mianem nazwać po prostu nie wypada.

#gajderia #gajderiamagazine #sport #archiwum



via Tumblr http://ift.tt/1gMLmcx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz