Już za tydzień nowy numer GajderiaMagazine…
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia #sztuka #fotografia #muzyka #archiwum #felieton #film #czasopismo
via Tumblr http://ift.tt/13wJkGc
Już za tydzień nowy numer GajderiaMagazine…
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia #sztuka #fotografia #muzyka #archiwum #felieton #film #czasopismo
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Jacek Pałucha – Prezes Stowarzyszenia Jurassic Photo Team
W stałym związku z fotografią od 3 lat. Razem eksperymentujemy, popełniamy błędy, łamiemy zasady i dobrze się bawimy. Daje mi więcej niż sama otrzymuje. Ale staram się…
Lubię czyste kadry i często zmieniam perspektywę. Pracuję intuicyjnie, a obecny sprzęt traktuję jako narzędzie do nauki. Dzięki JPT mogę próbować wielu gatunków fotografii, co pozwala mi rozwijać się i otwierać głowę. Zachęcam do własnego spojrzenia na świat.
#gajderiamagazine #gajderia #fotografia #czasopismo #fotografia #listopad #archiwum
GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Wiszące dywany – gdzieś pomiędzy sztuką a wystrojem
Istnieje dobry powód, dla którego dywaniki i dywany powinny być w pokoju. Są praktyczne i, podobnie jak poduszki, zapewniają komfort i ciepło na betonowej lub drewnianej podłodze. Ale dywany mają również wartość artystyczną i potrafią w dużej mierze przyczynić się do wystroju pomieszczenia. Syntetyczne włókna, zaawansowane techniki barwienia i nowe procesy produkcyjne sprawiły, że tekstura dywanów, kolor, trwałość i odporność na zabrudzenia są trwalsze oraz wyższej jakości niż kiedykolwiek wcześniej.
Jeśli szukasz idealnego dywanu w odpowiednim stylu, kolorze i z wzorem, który Ci odpowiada, z pewnością w końcu go znajdziesz. Jednak, czy rzeczywiście dywany powinny nam służyć tylko do ogrzewania naszych stóp? Pójdźmy o krok dalej i doceńmy dzieła projektantów, eksponując je na ścianach!
Można całkowicie zmienić wygląd pokoju tylko przez zmianę dywanu. Ważniejsze jest jednak to, że prawie wszystkie inne decyzje w kwestiach dekoracyjnych będzie można opierać na dywanie, czyli dopasowywać do niego detale w aranżacji pokoju czy innego pomieszczenia w mieszkaniu. Odnosi się to zarówno do dywanów na podłodze, jak i do tych powieszonych na ścianie. Istnieje kilka sposobów, aby powiesić zadowalające nas, czasem nawet zabytkowe, dywany i tkaniny dekoracyjne oraz wiele sposobów montażu sztuki tekstylnej. To takie same indywidualne akcenty, takie jak grafika, obrazy itp., które definiują swoją przestrzeń.
Również perskie dywany nie muszą pozostawać tylko na podłodze. Są one często misternie zaprojektowane i posiadają wzory lub obrazy, które są czymś więcej niż tylko prostymi ozdobami. Można umieścić je na ścianie, tworząc unikatowy akcent w pokoju, pasujący do Twojego stylu. Perskie dywany z wełny, stare gobeliny czy dywany orientalne były wykorzystywane jako dzieła sztuki na ścianach od wieków, z wielu powodów.
Podczas dawnych długich podróży gobeliny były walcowane i zabierane, przypominając ducha domu, gdy podróż mogła potrwać kilka tygodni. Wiszące ogromne gobeliny i dywany doceniane były więc nie tylko ze względu na ich walory kolorystyczne, ale również przez osobiste historie, których były ich częścią. Były również funkcjonalne, doceniane za ciepło, jakie dawały, a nawet izolacyjną jakość tłumiącą dźwięk w namiocie czy w kamiennym zamku królewskim.
#gajderia #gajderiamagazine #dywany #sztuka #wystrój #czasopismo #listopad #architektura #wnętrz
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #sport #felieton #piłka #nożna
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Roman Kramsztyk urodził się 18 sierpnia 1885 r. w Warszawie. Był najstarszym synem Juliana Kramsztyka, warszawskiego pediatry pracującego w szpitalu dla dzieci żydowskich im. Bersonów i Baumanów. Jego matką była Helena z rodziny Fajansów. Rodzice należeli do grupy spolonizowanych Żydów, a jego dziadek Izaak za udział w powstaniu styczniowym spędził 20 lat na zesłaniu.
U kilkuletniego Romana szybko zauważono talent plastyczny. Zachowały się szkicowniki, w których jako trzynastolatek portretował członków swojej rodziny. Uczył się w IV warszawskim Gimnazjum Męskim, znajdującym się przy placu Trzech Krzyży. W wieku 19 lat Kramsztyk zdał maturę i wyjechał do Krakowa. Zapisał się do klasy malarstwa Józefa Mehoffera w Akademi Sztuk Pięknych. Kraków i klimat uczelni nie odpowiadał wrażliwości młodego malarza. Po pierwszym semestrze zrezygnował z nauki i przeniósł się do Monachium. Pobyt w Krakowie był jednak cenny dla późniejszych losów artysty. Zaprzyjaźnił się tam z Henrykiem Kuną, Wacławem Borowskim, Leopoldem Gottliebem i Władysławem Skoczylasem. Zawarcie tych znajomości zaowocowało wieloma wystawami. Dzięki finansowemu wsparciu rodziny artysta spędził kilka lat w Monachium. Uczył się w szkole rysunku, w pracowni Ludwiga Hertericha w monachijskim ASP. Dużo tez pracował we własnej pracowni, do której zapraszał znajomych. Właśnie tam zaczął odkrywać piękno dawnych mistrzów rysunku. Zafascynowanie klasyczną harmonią renesansu pozostało w jego twórczości.
Nigdy nie otrzymał dyplomu ukończenia studiów. Zadebiutował w 1909 r. obrazem Portret p. J.H., który pokazał na dorocznej wystawie w warszawskiej Zachęcie.
Około 1910 r. Kramsztyk wyjechał do stolicy Francji. Rok później pokazał na Salonie Niezależnych swój obraz zatytułowany Port bretoński. Artysta uległ sile jasnej palety impresjonistów i kubizmu, ukształtował się jego styl. Wpływ francuskich artystów widać przede wszystkim w pejzażach i martwych naturach Kramsztyka. Od 1911 do 1914 r. był związany z Towarzystwem Artystów Polskich w Paryżu. Bywał w Warszawie, gdzie przyjeżdżał realizować zamówienia na portrety. Malował głównie znane osoby ze świata sztuki.
Przez kilkadziesiąt lat swojej pracy artysta stworzył rodzaj „galerii portretów” znanych osób. Jego dzieła można podzielić na kilka rodzajów: przedstawiające aktorów, poetów i malarzy, z którymi współpracował oraz się przyjaźnił. Malował często przebrane postacie, ukazywał dzięki temu pewną ideę. Obrazy te miały tytuły, które wskazywały na ich metaforyczną treść. Kolejnym gatunkiem portretowym były kobiety ubrane w stroje z dawnych epok. To w pewnym sensie wpływ tradycji, a jednocześnie zabawy. Nawiązując do włoskiego malarstwa, Roman Kramsztyk tworzył portrety zbiorowe, sceny rodzajowe, w których pojawiały się bliskie mu osoby. Jeśli na obrazach występowały rekwizyty, to miało to związek z zawodem lub charakterem malowanego modela. Bohaterów swoich obrazów umieszczał na jednolitych ciemnych tłach. Nie interesowały go wnętrza, najważniejszy był człowiek.
Znajomości zawarte w czasie studiów w Krakowie, a później podtrzymywane we Francji, zaowocowały utworzeniem nowych formacji artystycznych. W 1018 r. Kramsztyk razem z czteroma przyjaciółmi założył tzw. Grupę Pięciu. Należeli do niej poza Kramsztykiem Zygmunt Kamiński, Kazimierz Młodzianowski, Tadeusz Pruszkowski i Eugeniusz Zak. Łączył ich jeden cel: wspólne wystawy w Zachęcie. Artysta był też współzałożycielem Stowarzyszenia Artystów Polskich Rytm.
Najbliższe relacje łączyły Romana Kramsztyka z Eugeniuszem Zakiem. Byli przyjaciółmi, ich sztuka miała wiele wspólnego. W 1920 r. malarz poznał swoją przyszłą żonę. Była to Bronisława z Markusów. Pochodziła ona, podobnie jak Kramsztyk, z zasymilowanej żydowskiej rodziny. Pobrali się w stolicy sztuki w 1824 r. i tam zamieszkali.
Roman Kramsztyk uważał się za Polaka i polskiego artystę. Tematy żydowskie nigdy, aż do czasu II wojny światowej, nie pojawiały się w jego pracach. W okresie międzywojennym w Polsce narastały nastroje antysemickie. Słowne ataki pełne nienawiści skierowane przeciwko Romanowi Kramsztykowi pojawiały się w prasie endeckiej i prawicowej od lat 20. XX w. O jego patriotyzmie świadczą jednak dwie prace stworzone w najważniejszych dla kraju momentach. Były to Legenda o Koronie i Portret marszałka Piłsudskiego na Kasztance. Były związane z rodzącymi się nadziejami na odzyskanie niepodległości i powstały w czasie polsko-bolszewickiej wojny w 1920 r.
Latem 1939 r. zmarła matka malarza. Roman przyjechał do Warszawy, aby załawić sprawy spadkowe. Nigdy już ze stolicy nie wyjechał. Wybuchła wojna, trafił do getta. Był w pewnym sensie obcym z powodu braku znajomości jidysz, którym posługiwała się większość ludzi w getcie. Pomoc w ucieczce oferowali mu przyjaciele z aryjskiej strony, jednak odrzucał ją. W tym czasie powstawały rysunki będące świadectwem świata skazanego na zagładę. W tym czasie portretował głodne i żebrzące dzieci na ulicach getta. Prawdopodobnie został zastrzelony na początku sierpnia 1942 r. w czasie akcji likwidacyjnej warszawskiego getta.
#gajderiamagazine #gajderia #sztuka #malarstwo #roman #kramsztyk #listopad #archiwum #magazyn #czasopismo
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1vPu7a8 #gajderiamagazine # historia #grupy #rekonstrukcyjne #felieton #grudzień #czasopismo
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Bezpieczna droga
4 października br. w Zawierciu odbyła się bardzo widowiskowa impreza pod hasłem „Bezpieczna droga”. Cała akcja miała wymiar edukacyjny, a jej organizację zapewnili: zawierciańskie Starostwo Powiatowe, Urząd Miejski w Zawierciu, Fundacja „Bezpieczne Miasto Zawiercie”, Grupa Inżynierii Bezpieczeństwa Lądowego, Ośrodek Sportu i Rekreacji w Zawierciu oraz znany zawierciański pub Ambasada. Akcja odbyła się na parkingu przed Miejskim Ośrodkiem Kultury „Centrum”. Zwieńczyła ją parada motocyklowa, która miała miejsce na koronie Stadionu OSiR.
Celem akcji było podjęcie działań, które mają poprawić bezpieczeństwo dzieci i młodzieży w okolicach szkół i przedszkoli. Nie bez powodu została zorganizowana właśnie w tym terminie – jest to bowiem okres, gdy do szkół wracają nasze pociechy, a cała akcja miała uzmysłowić wszystkim osobom biorącym w niej udział, jakie niebezpieczeństwo czyha na drodze*.
Cała impreza obfita była w atrakcje, w których uczestniczyć mogli mieszkańcy naszego miasta. Nie zabrakło między innymi pokazów ratownictwa drogowego w wykonaniu OSP Marciszów, pokazu ratowniczego czy jazdy w alko-goglach. W ramach akcji odbyły się również pokazy udzielania pierwszej pomocy. Tego dnia zaprezentowała się także Dziecięca Drużyna Strażacka z Rokitna Szlacheckiego.
Ponadto, w trakcie imprezy mieszkańcy brali udział w pokazach sprzętu policyjnego, mogli także odwiedzić miasteczko ruchu drogowego. Sporym zainteresowaniem cieszył się symulator zderzeń oraz dachowania przygotowany przez Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Katowicach. Dzieciom ogromną radość sprawiła możliwość obejrzenia od środka wozu strażackiego i wozu policyjnego w towarzystwie strażaków i policjantów.
Dla fanów motoryzacji przygotowano również wystawę samochodów marki SsangYong oraz Isuzu.
W ramach wydarzenia przygotowano także imprezy towarzyszące. Uczniowie Zespołu Szkół im. Gen. Józefa Bema przygotowali akcję „1s=28m – chwila nieuwagi”, natomiast uczniowie Szkoły Podstawowej nr 9 – akcję „Bezpieczna podróż”, podczas których widzowie mogli zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa na drodze.
W zwieńczającej całą akcję paradzie motocykli wzięło udział około stu wielbicieli tych jednośladów. Paradę, rozpoczętą na koronie stadionu OSiR, zakończono pamiątkowym zdjęciem na Górze Zborów.
*Przypominamy, że od 1 września 2014 r. każdy pieszy, który porusza się po zmierzchu po drodze znajdującej się poza terenem zabudowanym, musi posiadać widoczny dla innych uczestników ruchu element odblaskowy! Apelujemy do wszystkich rodziców o to, by zakupili swoim pociechom takie odblaski i aby pilnowali, by dzieci miały je przy sobie w razie konieczności.
#gajderiamagazine #gajderia #reportaż #zawiercie #impreza #czasopismo #bezpieczna #droga #listopad #archiwum
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Dekorowanie frędzlami, czyli powrót mody na frędzle
Mówi się, że to szczegóły tworzą prawdziwą dekorację, a ja się z tym zgadzam. Moda na frędzle wróciła i jest świetnym sposobem na nadanie zwykłemu przedmiotowi charakteru. Frędzle mają swoją długą historię. Najbardziej doceniali je Francuzi, szczególnie w modzie. Natomiast w Anglii czy Indiach frędzle tradycyjnie noszone były na uroczystych szatach, świadczyły bowiem o wysokim statusie społecznym.
W niektórych kulturach arabskich frędzle były noszone przez dzieci na czapkach, aby chronić je przed złymi duchami. W czasach wiktoriańskich frędzle wykorzystywane były nie tylko na ubraniach, ale i we wnętrzach domów. Miały za zadanie trzymać ciężkie zasłony lub narożniki obrusów.
#gajderia #gajderiamagazine #archiwum #frędzle #moda #dekorowanie #listopad #czasopismo
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #film #interstellar #grudzień
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Krok milowy
Od kiedy pamiętam (co, o dziwo, sięga dość zamierzchłych czasów), zawsze lubiłem krytykować wszystko i wszystkich. Ot, Polak. Nie lubię być monotematyczny. Ot, nie-Polak. Na bakier byłem (i jestem) też z nadmiernym eksponowaniem swoich emocji. Ot, Karol. Nie od dziś wygrana wojna jest dla mnie ważniejsza niż jednorazowa bitwa, nie patrząc nawet na okoliczności jej towarzyszące. Tym razem było inaczej.
Sobota wieczór. Myślicie pewnie, że zaraz napiszę, jak to ekscytowałem się meczem, obsypując się chipsami i podlewając to wszystko colą/piwem (niepotrzebne skreślić). Niekoniecznie. Pochłonięty gorączką sobotniej nocy, nie musiałem przejmować się meczem. Zresztą, sam zawracać sobie nim głowy nie chciałem, wychodząc z założenia, że porażkę, jak zemstę, lepiej podawać na zimno. Godzina wahała się w okolicach połowy tej dwudziestej pierwszej, a poczta pantoflowa w tym przypadku donosiła coś w stylu: „Polska gol”, „Ej Milik trafił”, „Beka, prowadzimy z Niemcami. Dotarło to do mnie, że to się dzieje naprawdę i wypite trunki wcale nie zniekształciły mojej świadomości. Jako nieco bardziej świadom futbolowo od innych, starałem się studzić zachwyty zaraz po odpaleniu statystyk z meczu. Te były miażdżąco przeważające na stronę sąsiadów zza Odry. Gdy przyszła jednak końcówka, nic więcej się nie liczyło. A nie, czekajcie, liczyło. Sebek Mila strzelił gola. Piłkarz, z którego szydziłem przez ostatnie dwa sezony, mówiąc, że rusza się, jakby biegał z wanną na plecach, dobija Niemców. Chcielibyście zobaczyć moją minę, uwierzcie. Swoją drogą, pisząc na łamach Gajderii, ja, Karol Żyła, z tego miejsca pragnę osobiście mu przekazać: Mila – szacun! Pawłowski (trener Śląska Wrocław) miał jaja, odsuwając go od składu i zabierając opaskę. W sumie nadal ma, bo podobna sytuacja dzieje się teraz z Tomem Hateley’em, o którym to również na łamach prasy powiedział, że nie podoba mu się jego nadwaga. Też mi nie przypada do gustu, ale to nawet lepiej, bo mógłbym się zacząć obawiać o swoją orientację. Niemcy, w porównaniu do Szkocji, to zupełnie inna para kaloszy. To tak, jakby porównać jacht pełnomorski do kajaku – niby robią to samo, ale różnica tkwi w tym, na jaką skalę.
Samo spotkanie zapowiadało się dobrze, w szatni brakowało hurraoptymizmu, wszyscy uskrzydleni sobotnim wieczorem (no, może oprócz mnie, ale to już inna bajka). Szybkie 1-0, zacząć lepiej się to nie mogło. Zostając przy wodnej terminologii, zamiast dryfować sobie, szanować piłkę, zostaliśmy podtopieni przez szkocką falę, wynurzając się spod niej dopiero w okolicach 80 minuty, po wejściu wspomnianego już wcześniej brata bliźniaka Waldusia Kiepskiego. Wynik znamy wszyscy, zremisowaliśmy z drugą najlepszą drużyną w grupie, grając na 90% swoich możliwości tylko przez 10-15 min. Drużynowo ugraliśmy równie dużo, co indywidualnie, wyjątek od reguły to tylko Lewy, ale o nim już kiedyś pisałem. Ważniejszy w obu meczach, jak dla mnie, był Milik. Chłopak od momentu wyjazdu z rodzimego grajdołka zrobił wielki postęp. Tak, grajdołek to właściwie określenie, a jakby rozdzielić graj i dołek = graj doły, graj słabo, to już w ogóle całe sedno naszej piłki. Chociaż z Milikiem nie było źle, bo wyszedł spod skrzydeł Nawałki, którego treningi mocno przypominają te niemieckich standardów, więc wielkiego przeskoku obciążeń na pewno nie zaliczył. Czego po nim oczekiwać? Wszystkiego i właściwie niczego. Wszystkiego, bo ma wszystko, co potrzebne do rozwoju, tj. świetną bazę w Ajaxie, trenerów, Dennisa Bergkampa jako osobistego trenera… A niczego, bo właściwie nic jeszcze na wyższym poziomie, oprócz kilku bramek, nie pokazał. Tirowcy mówią szerokości, to ja Ci powiem ciągłości, Arku, ciągłości.
Wymieniłem Olkowskiego, który w żadnym z meczów nie zagrał, ale w ten weekend wygrał ze swoim konkurentem na prawej flance obrony – Piszczkiem, dość niespodziewanie. Wygrał to mało powiedziane. „Kicker” był zachwycony jego występem, dając mu notę 2 (niemiecki system oceniania). I to on właśnie powinien zacząć w pierwszej jedenastce z Gruzją, jako kubeł zimnej wody na głowę Łukasza, od którego lepiej ze Szkotami zagrałaby chyba chorągiewka z rogu boiska.
Kończąc już ten elaborat, chciałbym podzielić się z wami ciekawym nagłówkiem z BBC: „Czy Tomaszewski wznowił karierę?”. Mowa oczywiście o występie Szczęsnego z Niemcami, całe szczęście. Jednego „erudytę” w przeszłości reprezentacji już mieliśmy, Franio, i dziękujemy.
#milowy #krok #gajderia #gajderiamagazine #polska #reprezentacja #sport #piłka #z #archiwum #listopad
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #jak #stworzyć #atmosferę #ciepła #w #twoim #domu #architektura #wnętrz #magazyn #czasopismo #grudzień
Z najnowszego GajderiaMagazine http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #malowanie #światłem #okiennik #fotografia #jura #kraków #częstochowa #photo #team #grudzień #fotografia
Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Wiem że masz wiele zainteresowań, ale dzisiaj chiałbym porozmawiać o fotografii. Od kiedy nią się zajmujesz?
Zajmuję się nią profesjonalnie, czyli żyję z niej (mniej lub bardziej dostatnio), od ok. 5 lat. Od roku zajmuję się szeroko pojętą fotografią mody, buduję portfolio.
Co skłoniło Cię do zajmowania się fotografą? Za co ją cenisz?
Do fotografii skłonił mnie trochę przypadek, ale był to też wynik moich wyborów. Wiesz, różnie się nam życie toczy, wybieramy to lub tamto, czasem na półślepo. Ja miałem w sobie imperatyw, żeby coś tworzyć, nie tylko usługiwać. Żeby nie mieć nad sobą szefa, osiągnąć jakąś niezależność. Mówię głównie o niezależności twórczej, bo z finansową to, szczególnie na początku, różnie bywało, i większość z nas to wie. Cenię fotografię za to, że daje mi taką niezależność. Jest też oczywiście sfera art, czyli ta dodana, niematerialna wartość, jaką niesie ze sobą zdjęcie. Od zwykłego strzelenia fotki przez ciocię Krysię na wakacjach, gdzie zatrzymuje sobie ona ten właśnie moment na ładnych parę lat (o ile nie zapomni zgrać i wywołać zdjęcia), po tworzenie historii, bajki, opowieści w zaplanowanej sesji z ekipą ludzi, światłem i całym tym pozornym nieładem. Fotografia, a w zasadzie jej efekt, czyli zdjęcie, przenosi nas w inny świat wspomnień, marzeń. Swoją drogą, nie wiem skąd ta niechęć do bycia tu i teraz? Prawdopodobnie z potrzeby idealizacji tego, co mamy, nie?
Skąd bierzesz pomysły na tak ciekawe sesje?
Pytasz o inspiracje? Czerpię je z muzyki, filmu (czasem z jednego kadru filmu). Z malarstwa, religii (różnych religii), gier komputerowych, krajobrazów. No i z mojego wnętrza. Staram się nie oglądać zbyt wnikliwie prac innych fotografów, czyli świadomie staram się je zapominać po obejrzeniu. Chociaż czasem, patrząc na jakieś zdjęcie, zastanawiam się: jak on, do cholery, ustawił to światło, że mu tak fajnie wyszło.
Jakiego sprzętu fotograficznego używasz?
Fotografuję pełnoklatkowymi Canonami. A obiektywy? Lubię, naprawdę lubię, niektóre stałoogniskowe.
Czy masz już debiuty w innych czasopismach, czy wystawiałeś kiedyś publicznie swoje prace? I jaki jest Twój największy sukces związany z fotografią?
Poważnych debiutów w „innych czasopismach” nie mam, ale do tego zmierzam. Papier to papier, jak mówi pismo. Coś tam zrobiłem dla nieistniejącego już chyba Fokrela, niszowego pisma, i nawet fajna sesja wyszła.
Co do wystaw, to dobre pytanie. Ciągle czuję w sobie takie rozdwojenie – wiesz, fotografuję śluby, trochę mody, czyli w zasadzie zajmuję się fotografią komercyjną. Ale mam też zdecydowane ciągoty do niekomercyjnej. Wymyśliłem sobie nawet taki wewnętrzny projekt – podczas robienia reportaży ślubnych zdarzają się naprawdę dziwne miejsca, odmienni ludzie, osobliwe klimaty, i nie mówię tu o klimacie ślubnym. Staram się to fotografować. Mam już parę mocnych zdjęć. Jak się uzbiera więcej, to kto wie? Może wymyślę sobie wystawę?
Czego Ci życzyć?
Żeby duchy mi sprzyjały.
#gajderiamagazine #gajderia #fotografia #foto #śwircz #piękno #wywiad #kobiety
Jeden z najważniejszych artykułów w GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
Jeszcze ważniejszy link:
http://ift.tt/1Fny6Sm
#gajderiamagazine #gajderia #lenka #mała #wojowniczka #pomoc #zawiercie #siepomaga #słoneczko
W poniedziałek najnowszy nr GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine
Z najnowszego GajderiaMagazine http://ift.tt/1vPu7a8 #gajderiamagazine #magazyn #art #fotografia
Tym razem wyjątkowo – minimum słowa, maksimum (foto)treści. Poniższy artykuł dedykujemy wszystkim fanom czterech kółek. Zapraszamy Was w wyjątkową podróż w czasie: wracamy bowiem wspomnieniami do pierwszego weekendu września, kiedy to miała miejsce największa impreza motoryzacyjna na Śląsku – Summer Cars Party. Tegoroczna edycja SCP, choć krytykowana ze względu na słabą organizację, na długo pozostanie w naszej pamięci, a to głównie za sprawą naszego zaprzyjaźnionego fotografa, Jacka, któremu nie umknął chyba ani jeden pojazd tegorocznej imprezy. Przedstawiamy Wam, ze względu na ograniczone możliwości, tylko namiastkę tego, co można było zobaczyć na katowickim Muchowcu 5 i 6 września. Zainteresowanych zapraszamy serdecznie na oficjalny fanpage: http://ift.tt/1yj52aw. Dziękujemy serdecznie Jackowi za zgodę na wykorzystanie zdjęć.
O zaprzyjaźnionym fotografie słów kilka:
Mam na imię Jacek, mam 21 lat. Pasją zaraziłem się od wujka. Naprawiał on samochody ludziom w swoim garażu, a ja, wówczas jako mały chłopczyk, pomagałem mu odkręcać śrubki. Kiedyś, oglądając telewizję, natrafiłem na reportaż dotyczący targów motoryzacyjnych, zobaczyłem tam świetne samochody, w większości koncepcyjne. Pomyślałem: czemu by nie zacząć tworzyć swoich wizji samochodów przyszłości? Przez następne kilka lat rysowałem samochody, lecz coraz mniej miałem na to czasu. Jakiś czas później trafiła się pierwsza impreza auto-moto, pojechałem na nią, porobiłem masę zdjęć. Po kilku takich imprezach pomyślałem: muszę stworzyć fanpage, który będzie jednocześnie informatorem dotyczącym imprez, albumem zdjęć z imprez oraz filmoteką. Chciałem jednak, by inni też mieli swój wkład w tworzenie takiego fanpage’a. Tym sposobem każdy może podesłać film czy zdjęcia z jakiejś imprezy, które ja z chęcią wrzucam. Pozostaje mi jedynie zaprosić Was serdecznie do obejrzenia i polubienia go!
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #magazyn #kramsztyk #wnętrz #malarstwo #art
Z archiwum GajderiaMagazine http://ift.tt/1GaXyMa
Jacek Malczewski – neoromantyk, symbolista, jeden z najbardziej interesujących postaci polskiej sztuki na przełomie XIX i XX w. Malarz epoki Młłodej Polski. Obrazy Malczewskiego były natchnieniem dla wielu artystów tamtych czasów. Dzisiaj prace malarza można kochać lub wyśmiewać, nie rozumieć lub głęboko je przeżywać, lecz nie można ich nie znać.
Jacek Malczewski urodził się 14 lipca 1854 w Radomiu. Syn Juliana Malczeswkiego oraz Marii z domu Korwin-Szymanowskiej. Rodzice pochodzili z rodzin szlacheckich, w domu panowała atmosfera patriotyzmu i głębokiej religijności, która bardzo wpłynęła na przyszłość malarza. Mając trzynaście lat, Jacek opuścił dom i zamieszkał w Wielgiem, w majątku wuja, Feliksa Karczewskiego. Tam spędził kilka lat razem z kuzynami, poznając wiejską przyrodę, obyczaje oraz przygotowując się do gimnazjum. Nauczycielem tej gromadki był wybitny pisarz, publicysta Adolf Dygasiński. Miał on ogromy wpływ na młodego Jacka. Zaszczepiona przez ojca i Dygańskiego miłość do romantyzmu, głoszonych ideałów, literatury i sztuki tego okresu zdeterminowany twórczość artysty.
W 1871 Malczewski zamieszkał w Krakowie, wciąż pod opieka Dygańskiego i wstąpił do gimnazjum imienia św. Jacka. Już wcześniej tworzył swoje pierwsze rysunki i akwarelowe obrazki. Oprócz nauki w zwykłej szkole, postanowił brać lekcje rysunku, najpierw u Leona Piccarda, a później w Szkole Sztuk Pięknych. Dyrektor tej uczelni, Jan Matejko, szybko odkrył u wolnego słuchacza wielki talent. Za jego namową całkowicie poświecił się edukacji artystycznej, rzucając gimnazjum. Malczewski dużo pracował, na uczelni zdobywał liczne nagrody: za rysunek antycznej rzeźby, za akt, perspektywę. Uczył się malować pejzaże, szkolił z anatomii. Zachwycony był pięknem Krakowa, nie stronił od życia towarzyskiego, został stałym bywalcem wieczorków literackich u Pawła Popiela. Od 1875 malował tylko pod okiem Matejki, jako jeden ze studentów klasy mistrzowskiej.
Malczewski czuł się niezrozumiały, uważał, że Matejko tłumi jego ekspresję. Było to spowodowane wyjazdem do Paryża, gdzie podjął naukę w Académie Suisse i École des Beaux-Arts, w pracowni Ernesta Lehmanna. Po niedużym, wręcz prowincjonalnym Krakowie, stolica sztuki musiała robić niesamowite wrażenie. Niezliczona liczba wystaw, muzeów, rozmów. Wszystko to doprowadziło Malczewskiego do przekonania, że świat nie ma ograniczeń, że sztuka nie zna granic…
Pisał: „Dziwią się wszyscy, że tak mało wieczorami wychodzę, gdy tu wszystko wylega na bulwary – ale co mi bulwary Paryża, co mnie świata wielkiego zepsute obrazy, gdy ja mam w sercu swoje myśli własne, kopalnię uczuć drogich i pamiątek, z których snuć można nić obrazów bez końca”.
Po kilku latach spędzonych w Paryżu młody malarz powrócił do kraju. Raz jeszcze podjął próbę pracy pod okiem Matejki. Mistrz nigdy nie wątpił w talent ucznia, ale konflikt pomiędzy dwoma szybko się odrodził. Matejko zlecił Malczewskiemu stworzenie obrazu historycznego „Śmierć Ludygardy, żony Przemysława, uduszoną przez panny służebne”. Młody malarz nie wykonał zadania pod pretekstem obrony swojej twórczości, wolności i indywidualności. Rozstał się z nauczycielem.
Następne lata artysta spędził w Krakowie, często bywał w swoich rodzinnych miejscach. Odbył kilka podróży zagranicznych, zwiedził Mediolan i Wenecję. W 1884 wyjechał do Grecji, Azji Mniejszej i na Daleki Wschód jako kronikarz, co zaowocowało licznymi rysunkami ołówkiem i tuszem. W 1890 jeździł znów po Włoszech, dwa lata spędził w Monachium, gdzie kształciło się wiele polskich malarzy. Zaprzyjaźnił się z Julianem Fałatem, z którym dzielił pracownię oraz Olgą Boznańską, której postać przedstawiona została w poprzednim numerze. Pisała, że Malczewski cieszył się wielką sympatią w całym towarzystwie, szczególnie wśród pań, lecz po powrocie do ojczyzny zakochał się. Była to Maria Gralewska, córka aptekarza z Krakowa.
W latach osiemdziesiątych malarz malował dzieła bardzo różnorodne: portrety, pejzaże, obrazy mitologiczne i religijne. Inspirował się poezją, m. in. Słowackiego, Lenartowicza. Wystawa w 1983 „Śmierć Ellenai” od razu uczyniła go znanym artystą. Płótna natychmiast zostały zakupione przez Muzeum Narodowe w Krakowie.
Wciąż czerpiąc z wyobraźni i poezji romantycznej, wprowadzał nowe motywy. Pojawiały się dziwne stwory, bajkowe postacie: rusałka, diabły, harfie. Pierwsze obrazy, na których pojawiły się te postacie, to stworzony w latach 1887–88 cykl pt. „Rusałki”.
„Melancholia”, „W tumanie” były przełomowymi obrazami w twórczości malarza. Były pierwszymi płótnami symbolicznymi, bardzo tajemniczymi i dającymi do myślenia znakami. Symbolizm miał pokazywać rzeczywistość, której nie można pojąć, świat namiętności, fantazji i żądze ludzkiej duszy.
W 1890 Malczewski znów wyjechał do Włoch oraz krótki czas spędził w Monachium. Poza tym, nieczęsto wyjeżdżał z Krakowa, miasta niedużego, lecz pełnego artystów i intelektualistów, gdzie był prawdziwą gwiazdą. W owych czasach dziwaczne stroje tamtejszej bohemy nie dziwiły. Malczewski spośród całej cyganerii był chyba najbardziej barwną ze wszystkich, wykwintne stroje zamawiał w Wiedniu, lubił bajecznie kolorowe kamizelki. Nosił hiszpańską pelerynę na podszewce koloru ognia, ogromny kapelusz, spodnie w kratkę. W jego garderobie były fantazyjne aksamitne bluzy i kapelusze ze strusimi piórami. Na niezliczonych autoportretach można podziwiac go wlaśnie w takich strojach. Ekscentryczność artysty przejawiała się jednak nie tylko w ubraniach, ale również w zachowaniu. Na ogół łagodny i spokojny, potrafił wpadać w stany irytacji, zrażać do siebie ludzi.
W wielu obrazach Malczewskiego pojawiały się postacie pięknych kobiet o kręconych kasztanowych włosach. Kobieta przedstawiana jest często jako harpia czy Chimera, ale także jako anioł, Polonia, Nike, Eurodyta. Maria Balowa była największą miłością, a zarazem muzą artysty. Gdy się poznali w 1895, była żoną Stanisława Bala, starosty Tuligłów pod Lwowem. Malczewski też od ośmiu lat był żonaty. Piękna mężatka odwzajemniła to uczucie, przez lata byli w nieoficjalnym związku. W 1906 artysta za swoją muzą udał się do Włoch. Tam powstało wiele portretów przepełnionych symboliką, z Marią w roli głównej. Malczewski rozstał się ze swoją ukochaną w czasie I wojny światowej. Skłonny do patetycznych wypowiedzi artysta wyznał, że skoro nie poświęcił życia ojczyźnie, to poświęci je swojej miłości.
W 1910 Malczewski zaczął wykładać na krakowskiej uczelni plastycznej, która w 1900 zyskała status akademii. W latach 1912–14 był rektorem, uczył tam do roku 1921. Był artystą bardzo płodnym, pozostał wierny malarstwu symbolicznemu i neoromantycznemu. Z czasem nuty melancholii, zawsze obecne, stawały się coraz wyraźniejsze w jego dziełach. Śmierć była jednym z motywów niemal od początku kariery.
W 1925 obchodzono pięćdziesięciolecie pracy twórczej malarza. Odbyło się kilka wielkich wystaw: w Warszawie, Lwowie, Poznaniu i oczywiście w Krakowie. Sława, uwielbienie, upragniona wolność ojczyzny nie mogły już cieszyć, z powodu tragedii dla malarza najstraszliwszej. Tracił bowiem wzrok, napisał: „nie mam już woli ani fantazji i humoru”. W 1928 otrzymał nagrodę artystyczną miasta Warszawy, niedługo później Wielki Złoty Medal na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu. Zmarł 8 października 1929 w habicie zakonu franciszkanów, którym był wielkim tercjarzem, w kościele Paulinów na Skałce w Krakowie.
#gajderiamagazine #gajderia #malczewski #jacek #malarstwo #sztuka #art
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #magazyn #architektura #wnętrz #pomarańcz #róż #kolory
Z archiwum GajderiaMagazine http://ift.tt/1GaXyMa
Arka Litzy
Jak to jest na tym świecie, że jedni pracują latami, wydają każdą złotówkę na swoją pasję i umierają jako niespełnieni muzycy, a inni, nieważne co nagrają i gdzie się pojawią, to i tak odniosą sukces? Chciałbym przedstawić wam bliżej człowieka, który jest chodzącą legendą ostrej (w sumie nie tylko ostrej) muzyki. Oto Robert Fridrich, bardziej znany jako Litza, muzyk grający m. in. w Acid Drinkers, Turbo, KNŻ, Luxtorpedzie, a także Arce Noego.
Robert za młodu zachowywał się jak większość początkujących muzyków-alkoholików. Grał na gitarze, zakładał zespoły, a to, czego nie wydał na gitarę i zespoły, przeznaczał na picie. Jego fascynacja alkoholem była wysoko rozwinięta – kiedy w latach osiemdziesiątych Iron Maiden przyjechało do Polski, sprzedał ze swoim kumplem bilety, a kasę poszli po prostu przechlać (zastanawiam się, czy Litza żałuje teraz tego kroku). Z tym samym kumplem założył zespół Acid Drinkers, który z czasem okazał się fenomenem na metalowej scenie muzycznej. Po kilku latach działalności zainteresował się nim zespół Turbo (jeśli nie wiecie co to za zespół, spytajcie rodziców – przynajmniej tych bardziej obeznanych z muzyką), gdzie grał na gitarze i przez pewien czas był frontmenem. Kariera Roberta rozwijała się w zastraszającym tempie. Gitarzysta, grając wyłącznie w Acid Drinkers, stał się legendą, człowiekiem, który został okrzyknięty najlepszym gitarzystą rytmicznym w kraju. Dołączył do KNŻ (Kazik na żywo), do tego założył thrash metalowy zespół Flapjack oraz 2Tm2,3 (zwany potocznie Tymoteuszem) i ciągle ciągnął w Acid Drinkers.
Niestety nie ma mocnych na rockowe życie – Robert, jedząc nieregularnie i pijąc niskiej jakości trunki, przeszedł dwie ciężkie operacje serca, co zmieniło jego podejście do życia. Litza stał się chodzącym krzewicielem wiary chrześcijańskiej. Co prawda, do tej pory krzewił ją dość mocno, przykładowo w 2Tm2,3, gdzie żywcem do psalmów tworzyli muzykę, ale po operacji można określić go już niemal jako proroka. Żeby było jasne – nie jest tzw. moherem, nie bije się o krzyż po „zamachu smoleńskim” (wystarczy posłuchać lub poczytać z nim wywiady). Osobiście żałuję, że nie poznałem więcej takich katolików.
Wracając jednak do jego kariery. Po operacji Litza rzucił Acid Drinkers, a w 1999 r. ojczyznę odwiedził Jan Paweł II – z tej okazji szukano pieśniczki na to wydarzenie. Wyzwania podjął się Litza z kolegami i kilkoma dziećmi. Nagrał piosenkę o melodyjnym refrenie „Nie boję się, gdy ciemno jest…”. Śpiewała ją cała Polska. Wielu było zaskoczonych faktem, że autorem tego kawałka jest człowiek, który jeszcze kilkanaście lat temu pił tanie jabole i grał szybką i ciężką muzykę, ale też wielu „Kowalskich” usłyszało o nim po raz pierwszy. Po dziesięciu latach działalności znudziło mu się granie wyłącznie piosenek religijnych i powrócił do KNŻ, założył też z raperem z Pięć Dwa Dębiec rockowy band Luxtorpeda. W kwietniu wydali trzeci album, który mnie zmiażdżył.
A teraz przejdźmy do meritum. Czemu ten człowiek odnosi sukces za sukcesem? Zapewne dlatego, że Jezus Chrystus Zbawiciel chce mieć swojego grajka w naszym kraju. Innego wytłumaczenia nie mam.
Na sam koniec mała legenda o bohaterze artykułu. Chodzą ploty, że obiecał Bogu, iż nie spocznie z płodzeniem dzieci, póki nie będzie mieć siedmiu synów, tak jak w Biblii. Aktualnie ma pięć córek i dwóch synów, więc jeszcze długa droga przed nim. Pół Arki Noego to jego dzieci.
#gajderiamagazine #gajderia #Muzyka #arka #liczy #archiwum #czasopismo #październik
Listopadowy GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #listopad #sniper #film #magazyn
Coraz bardziej nam ufacie… Dziękujemy!!!
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #Sztuka #Fotografia #architektura #wnętrza #muzyka #sport #motocykle #czasopismo #listopad
Wojciech Śwircz w GajderiaMagazine
http://ift.tt/1vPu7a8 #gajderiamagazine #listopad #wojciech #śwircz #Fotografia #piękno #art #wywiad #art #magazyn
Coś dla motocyklistów z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #listopad #motor #motocyklista #koniec #sezonu #reportaż #impreza
Z archiwum GajderiaMagazine http://ift.tt/1GaXyMa
Gwiazda miesiąca: Shia LaBeouf
Amerykański aktor Shia LaBeouf, znany chyba przede wszystkim szerokiej widowni z kasowego filmu „Transformers”, nigdy nie uchodził za grzecznego chłopczyka. Gwiazdor już kilkakrotnie wchodził w konflikt z prawem. Raz oskarżono go o spowodowanie kolizji drogowej w stanie wskazującym na spożycie, to znów pojawił się na festiwalu filmowym w Berlinie w papierowej torbie na głowie z napisem: „Nie jestem już sławny”. Na profilu aktora na Twitterze można było ostatnio zobaczyć podobne wpisy. Jednak to nic w porównaniu z tym, co zrobił w jednym z nowojorskich teatrów. Wszedł na scenę i zaczął pokrzykiwać i obrażać aktorów, a na koniec oddał mocz na drzwi przybytku sztuki! Czyżby aktor nie radził sobie z rosnącą popularnością lub z liczeniem kasy za gaże w filmach? Jedno jest pewne, Shia okazał skruchę. Twierdzi, że przyczyną jego wybryków jest choroba alkoholowa i zamierza poddać się terapii. Oby nie za późno, bo wystarczy już tych nagłych i niespodziewanych „zejść” gwiazdorów Hollywoodu… Tak więc trzymamy za niego kciuki, gdyż jest jednym z najbardziej obiecujących aktorów młodego pokolenia.
LaBeoufa mogliśmy podziwiać ostatnio w takich filmach jak: „Nimfomanka” (część I i II) czy „Charlie musi umrzeć”. Najnowsza produkcja z jego udziałem nosi tytuł „Fury” i na ekranach naszych kin zagości 24 października.
Kamienie milowe w karierze aktora:
1999: przełomowa rola w Disyenowskim serialu „Świat nonsensów u Stevensów”
2003: debiut na dużym ekranie w przygodowej komedii „Kto pod kim dołki kopie…”
2005: rola u boku Keanu Reevesa i Rachel Weisz w horrorze fantasy „Constantine”
2007: pierwszoplanowa rola w thrillerze „Niepokój” i w superprodukcji sci-fi „Transformers” Michaela Baya
2008: rola syna Indiany Jonesa w powstałym po latach sequelu słynnej przygodowej produkcji „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki” Stevena Spielberga
2010: pierwszoplanowy występ w dramacie „Wall Street: Pieniądz nie śpi” Olivera Stone’a
2012: pierwszoplanowa rola w dramacie kryminalnym „Gangster”.
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #dekorowanie #frędzlami #moda #frędzle #architektura #wnętrz #listopad #czasopismo
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #dekorowanie #frędzlami #moda #frędzle #architektura #wnętrz #listopad #czasopismo
Z archiwum GajderiaMagazine http://ift.tt/1GaXyMa
Pisząc o Jacku Malczewskim i jego zamiłowaniu do postaci baśniowych, przyszło mi do głowy pytanie, czemu by nie przedstawić dwóch wspaniałych fotografów, a zarazem przyjaciółek, którymi są Magdalena Tarach Haładyń oraz Katarzynka Niemiec.
Zapraszam do przeczytania krótkiego wywiadu oraz prezentacji ich prac.
Jak zaczęła się wasza znajomość? Podejrzewam, że znacie się już długo…
Znamy się trochę ponad rok, poznałyśmy się przez facebooka. Napisałam do Kasi, że ma świetne zdjęcia.
Macie podobny styl fotografowania. Skąd wzięła się taka technika? Opiszcie, proszę, te bajkowe motywy.
Fotografia musi mieć to coś, by przykuła wzrok. Przeniesienie się na chwilę do innego świata, wykreowanie sobie magicznych kadrów to jest to – najfajniejszy klimat. Najpierw coś rodzi się w głowie, potem staramy się to przenieść do scenografii.
Jakiego sprzętu używacie? Korzystacie z jakiegoś innego programu oprócz Photoshopa?
Pracujemy w Photoshopie. Kasia pracuje na systemie Nikona, ja na Canonie.
A wasze największe sukcesy? Zarówno wspólne, jak i solowe.
Wspólnie czasem organizujemy sobie fotodni dla relaksu. Organizujemy i prowadzimy warsztaty, na których uczymy naszych bajek. Do sukcesów możemy zaliczyć kilka wygranych i wyróżnień w konkursach, okładek, a także współpracę z dobrymi projektantami i modelkami.
Co dalej? Czy planujecie jeszcze coś razem stworzyć?
Cały czas razem działamy. Codziennie w naszych głowach keiłkują nowe pomysły.
Gdzie można obejrzeć Wasze fotografie?
Oprócz stron internetowych jesteśmy oczywiście na facebooku. Fotografie możecie zobaczyć w siedzibach naszych partnerów zawodowych, gdzie mamy stałe ekspozycje. Co jakiś czas organizujemy wystawy, zarówno w niszowych klubach, jak i w artystycznych galeriach. No i oczywiście w Gajderii.
#foto #przyjaźń #art #gajderia #gajderiamagazine #archiwum #art
Z archiwum GajderiaMagazine
http://gajderia.pl/magazyn
Dzieci gorszego Boga
Sobota, 20 września, około 8:30. Wstaję z łóżka, podchodzę do okna, podnoszę rolety i pod skórą czuję, że ten dzień może nie potoczyć się tak, jak organizatorzy katowickiego Cropp Tattoo Konwentu i ja sobie zaplanowaliśmy.
Deszcz pada tak, że wyjście z domu wymaga przejścia na wyższy poziom odwagi. Taka ulewa potrafi utopić człowieka. Jednak wystarczą dwie godziny, by pogoda zaczęła się diametralnie zmieniać i zdawała się mówić, że żartowała.
Wsiadam więc w auto i obieram kierunek Katowice–Szyb Wilson. Przy bramie czeka na mnie przepustka do „lepszego świata” – świata pełnego osobliwości, otwartych na siebie ludzi, których łączy miłość do tatuaży, piercingu oraz muzyki, której daleko do mainstreamu.
Przeżywam lekkie zdziwienie, wchodząc do pierwszej z hal w „Szybie”. Jest inaczej niż podczas pierwszej edycji CTK Katowice. W oczy rzuca się duża scena, na której później w trakcie trwania imprezy odbywały się konkursy tatuażu, występy artystki cyrkowej Aurelie Bernard (robiącej niesamowite ewolucje na linie podwieszonej gdzieś wysoko tuż pod dachem hali) oraz LouLou D’vil, której pokazy burleski wzbudzały chyba największy aplauz publiczności.
Druga hala to już tylko jednostajny dźwięk bzyczących maszynek wkłuwających pod skórę tusz osobom, które zdecydowały się poddać tej niejednokrotnie bardzo bolesnej operacji na oczach zwiedzających. Poświęcenie części z nich zostało zrekompensowane „nagrodami dnia”.
Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę jury konkursowe przyznawało nagrody za wykonane na CTK tatuaże, bo w błędzie jest ten, kto myśli, że najbardziej cenieni tatuażyści na konwentach odpoczywają i przechadzają się z dumą przed swoimi boksami. Nie, oni ciężko pracują. Mnie to przypomina igrzyska, na których osoby znane z magazynów o tatuażach, kilka razy w roku rywalizują w tym samym czasie ze sobą, by po koniec dnia jurorzy mogli wyłonić spośród nich, tych którzy są aktualnie w najwyższej formie.
Jeśli ktoś choć na chwilę chciał się oderwać od boksów tatuażystów, to mógł w tej samej hali podziwiać m.in. grafiki Tomasza Strzałkowskiego oraz niesamowite kaligrafie Mateusza Wolskiego ze studia Rock’n’ink w Krakowie. Jest to artysta, który sztukę kaligrafii opanował do perfekcji, przenosząc ją także na – a raczej, żeby być bardziej precyzyjnym, pod – skórę. To właśnie z jednej z jego prac pozwoliłem sobie zaczerpnąć tytuł do tego artykułu, doskonale pasujący do stereotypowego spojrzenia mniej tolerancyjnej części naszego społeczeństwa na osoby wytatuowane.
Na odwiedzających CTK Katowice czekały także inne atrakcje. Na placu głównym można było zobaczyć auta rodem z amerykańskich filmów, a także z gangsterskich klipów. Ze sceny natomiast mogliśmy usłyszeć mieszankę różnych gatunków muzycznych, jednak zawsze były to dźwięki bliskie muzyce rock and rollowej. Był więc punk rock – Bombs From Heaven, trash blues – Reverend Beat-Man, hardcore – Pay No Respect oraz rodzimy Tuff Enuff, promujący swoją nową płytę.
Warto jeszcze wspomnieć, że w sobotę na najbardziej wytrwałych gości odwiedzających konwent czekała „nagroda” w postaci występu grupy Mamadoo, robiącej niesamowite show z wykorzystaniem ognia. Dziewczyny z grupy miały naprawdę bardzo ciekawy pomysł na występ, którym w sposób mistrzowski podniosły temperaturę pikującą po zmroku mocno w dół.
Wiadomo już, że w przyszłym roku odbędzie się kolejna edycja Cropp Tattoo Konwent w Katowicach. Więc ten, kto w tym roku przeoczył to wydarzenie, niech koniecznie to naprawi i pojawi się w Szybie Wilson we wrześniu 2015. Ja z pewnością nie przeoczę kolejnej edycji tego święta!
#gajderia #gajderiamagazine #tatuaż #dzieci #gorszego #boga #katowice #sztuka #reportaż #moda #archiwu
Z najnowszego GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia #sport #polska #artykuł #reprezentacja #czasopismo #listopad
http://ift.tt/1j4hpzN
Zapraszamy serdecznie do listopadowego numeru GajderiaMagazine. A w nim:
- Koniec sezonu motocyklowego
- Roman Kramsztyk
- Pomiędzy sztuką a wystrojem
- Pomarańcz i róż
- Krok milowy
- FILMography
- American Sniper
Miłej lektury!
#gajderiamagazine #gajderia #gajderiasztuki #czasopismo #magazyn #felieton #sztuka #fotografia #reportaż #film #muzyka #sport #zdrowie #sezon #motocyklowy #jesień #roman #kramsztyk #foto #pomarańcz #róż #mila #filmography #2014 #american #sniper #listopad
FotoPrzyjaźń w GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #artykuł #sztuka #czasopismo #fotografia #foto #przyjaźń #piękno #art
Jacek Malczewski w Gajderia.pl
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #jacek #malczewski #artykuł #sztuka #malczewski #październik #czasopismo #malarstwo #art
Z najnowszego w GajderiaMagazine http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia #październik #jesienny #piknik #felieton #czasopismo #magazyn #kultura
Artystyczny pokój – miejsce przepełnione duszą
To, jak powinien wyglądać idealny artystyczny pokój, pozostawiam waszej indywidualnej ocenie, ponieważ myślę, że każdy z nas ma na ten temat swoje własne wyobrażenie. Moje natomiast jest mniej więcej takie, jak przedstawiają zdjęcia, bowiem uważam, że musi on odzwierciedlać duszę artysty, a więc zawierać w sobie magię, której nie posiada niejedno mieszkanie nowoczesne, modernistyczne.
Nie stwierdzam przy tym, że aranżacje w innym stylu mi się nie podobają (wiecie dobrze i znacie mnie na tyle, aby nie musiało to podlegać szerszej dyskusji), jednakże artystyczny pokój jest w moich wyobrażeniach inny niż standardowe pomieszczenia mieszkalne. To miejsce, w którym rodzą się kreatywność, podróż w czasie i powrót do marzeń. Miejsce bez harmonii i ładu w klasycznym rozumieniu tych słów, a jednak urządzone tak, że wszystko ściśle ze sobą współgra na wiele różnych sposobów.
Pozwólcie mi (a może i sobie samym) na chwilę się zatrzymać, napić gorącej herbaty, zamknąć oczy i poczuć tę magię tworzenia…
#gajderiamagazine #gajderia #architekturawnętrz #czasopismo #magazyn #z #archiwum #artystyczny #pokój #przepełnione #duszą
Arka Litzy w GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderiamagazine #gajderia #październik #ArkaLitzy #muzyka #czasopismo #magazyn #kultura
Andrzej Fronczak “Eksperyment”
#gajderiasztuki #gajderia #andrzej #fronczak #eksperyment #sztuka #art #malarstwo #grafika
Grzegorz Maciąg w październikowym GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
#gajderia #gajderiamagazine #październik #fotografia #foto #sztuka #makro #owady #jurassicphototeam
Z archiwum GajderiaMagazine:
http://ift.tt/1j4hpzN
Na arenie europejskiej właśnie otrzymaliśmy świadectwo dojrzałości z wynikiem poniżej oczekiwanej od dawna „trzydziestki”. Balon napompowany do granic możliwości, no bo kiedy jak nie teraz, kiedy jak nie z tym najmocniejszym od czasów Podbrożnego składem, kiedy jak nie po tak budującym zwycięstwie. Parafrazując klasyka, po każdym pogromie przychodzi walkower. Tak było w przypadku rozrób z Jagą (wcześniej rozbili Górnika 3-0), jest tak i teraz. Wypada sobie zadać pytanie: kiedy to wreszcie się skończy? Dlaczego przez niekompetencję pojedynczych osób, ale wygraną sportową całego zespołu, nie dochodzimy w tym roku po raz kolejny do piłkarskiego raju? Główna winowajczyni całego zamieszania, Marta O. (nazwisko ukryte ze względu na popełnioną zbrodnię), dostała zakaz rozmów z mediami na temat tego zdarzenia (i dobrze, ma na swoim koncie już o jedną kompromitę za dużo).
Odpowiedzi na zadane wyżej pytania nie znam, ale wiem na pewno, że żadne jej czyny nie zwrócą tego, co Wojskowi mogli osiągnąć sportowo, a przede wszystkim marketingowo. Szansa na pokazanie się całemu światu, co prawda jako drugoplanowa postać w walce z Goliatem, ale zawsze. Siedem milionów euro za samo wejście do fazy grupowej, jeśli byłyby mądrze wydane/zainwestowane, pozwoliłyby zrobić z Legii jeszcze większego hegemona (w skali kraju, oczywiście). Całą aferą z miejsca zainteresowały się wszystkie media, portale społecznościowe, jakoby chcąc dobić jeszcze bardziej Legionistów, a z czasem włączając się do twitterowej akcji, która miała być chininą na „uefowską malarię”. #LetFootballWin, bo o tym mowa, zebrało na twitterze odzew ze strony znanych osobistości w świecie futbolu, kibiców z całego świata, a nawet opisano całą „Bereszyński gate” i niesprawiedliwość przepisów w NY Times. Pomijając to, że pokazali, iż „The Bhoys”, to boys, ale bez jaj, to i tak nie mamy na tę decyzję już wpływu. Odwołania odrzucone, czas zawalczyć o miejsce w pucharze pocieszenia. Pocieszenia, którego bardzo ciężko po takim knockdownie będzie zaznać wojskowym. To tak, jakby wspinać się na Mont Everest, znaleźć się na przedostatnich dziesięciu metrach i umrzeć z braku tlenu w butli. Pech niesamowity, z tym że Legia ma to szczęście, że będzie grać dalej, a alpinista zagra w spinaczkę co najwyżej ze wszystkimi poległymi tego świata.
Jeśli już jesteśmy przy takiej tematyce, to chyba ktoś na górze za punkt honoru wziął sobie skończenie dziewiętnastego roku życia przez dziecko, którego ojcem pewnie byłby Mariusz Jop. Kiedy wszystko szło dobrze, Wisła była na najlepszej drodze do zdobycia „majstra”, wtedy pojawił się rzut wolny i felerna stopa Mariusza. Podobnie teraz, 6-1, super, Legia w LM, a jednak eurowpier*ol będzie trwać dalej.
#gajderia #gajderiamagazine #archiwum #anatomia #przegranej #czasopismo #magazyn #sport #zdrowie #wrzesień