wtorek, 2 grudnia 2014

Z archiwum GajderiaMagazine http://ift.tt/1GaXyMa Krok...





Z archiwum GajderiaMagazine

http://ift.tt/1GaXyMa


Krok milowy


Od kiedy pamiętam (co, o dziwo, sięga dość zamierzchłych czasów), zawsze lubiłem krytykować wszystko i wszystkich. Ot, Polak. Nie lubię być monotematyczny. Ot, nie-Polak. Na bakier byłem (i jestem) też z nadmiernym eksponowaniem swoich emocji. Ot, Karol. Nie od dziś wygrana wojna jest dla mnie ważniejsza niż jednorazowa bitwa, nie patrząc nawet na okoliczności jej towarzyszące. Tym razem było inaczej.

Sobota wieczór. Myślicie pewnie, że zaraz napiszę, jak to ekscytowałem się meczem, obsypując się chipsami i podlewając to wszystko colą/piwem (niepotrzebne skreślić). Niekoniecznie. Pochłonięty gorączką sobotniej nocy, nie musiałem przejmować się meczem. Zresztą, sam zawracać sobie nim głowy nie chciałem, wychodząc z założenia, że porażkę, jak zemstę, lepiej podawać na zimno. Godzina wahała się w okolicach połowy tej dwudziestej pierwszej, a poczta pantoflowa w tym przypadku donosiła coś w stylu: „Polska gol”, „Ej Milik trafił”, „Beka, prowadzimy z Niemcami. Dotarło to do mnie, że to się dzieje naprawdę i wypite trunki wcale nie zniekształciły mojej świadomości. Jako nieco bardziej świadom futbolowo od innych, starałem się studzić zachwyty zaraz po odpaleniu statystyk z meczu. Te były miażdżąco przeważające na stronę sąsiadów zza Odry. Gdy przyszła jednak końcówka, nic więcej się nie liczyło. A nie, czekajcie, liczyło. Sebek Mila strzelił gola. Piłkarz, z którego szydziłem przez ostatnie dwa sezony, mówiąc, że rusza się, jakby biegał z wanną na plecach, dobija Niemców. Chcielibyście zobaczyć moją minę, uwierzcie. Swoją drogą, pisząc na łamach Gajderii, ja, Karol Żyła, z tego miejsca pragnę osobiście mu przekazać: Mila – szacun! Pawłowski (trener Śląska Wrocław) miał jaja, odsuwając go od składu i zabierając opaskę. W sumie nadal ma, bo podobna sytuacja dzieje się teraz z Tomem Hateley’em, o którym to również na łamach prasy powiedział, że nie podoba mu się jego nadwaga. Też mi nie przypada do gustu, ale to nawet lepiej, bo mógłbym się zacząć obawiać o swoją orientację. Niemcy, w porównaniu do Szkocji, to zupełnie inna para kaloszy. To tak, jakby porównać jacht pełnomorski do kajaku – niby robią to samo, ale różnica tkwi w tym, na jaką skalę.

Samo spotkanie zapowiadało się dobrze, w szatni brakowało hurraoptymizmu, wszyscy uskrzydleni sobotnim wieczorem (no, może oprócz mnie, ale to już inna bajka). Szybkie 1-0, zacząć lepiej się to nie mogło. Zostając przy wodnej terminologii, zamiast dryfować sobie, szanować piłkę, zostaliśmy podtopieni przez szkocką falę, wynurzając się spod niej dopiero w okolicach 80 minuty, po wejściu wspomnianego już wcześniej brata bliźniaka Waldusia Kiepskiego. Wynik znamy wszyscy, zremisowaliśmy z drugą najlepszą drużyną w grupie, grając na 90% swoich możliwości tylko przez 10-15 min. Drużynowo ugraliśmy równie dużo, co indywidualnie, wyjątek od reguły to tylko Lewy, ale o nim już kiedyś pisałem. Ważniejszy w obu meczach, jak dla mnie, był Milik. Chłopak od momentu wyjazdu z rodzimego grajdołka zrobił wielki postęp. Tak, grajdołek to właściwie określenie, a jakby rozdzielić graj i dołek = graj doły, graj słabo, to już w ogóle całe sedno naszej piłki. Chociaż z Milikiem nie było źle, bo wyszedł spod skrzydeł Nawałki, którego treningi mocno przypominają te niemieckich standardów, więc wielkiego przeskoku obciążeń na pewno nie zaliczył. Czego po nim oczekiwać? Wszystkiego i właściwie niczego. Wszystkiego, bo ma wszystko, co potrzebne do rozwoju, tj. świetną bazę w Ajaxie, trenerów, Dennisa Bergkampa jako osobistego trenera… A niczego, bo właściwie nic jeszcze na wyższym poziomie, oprócz kilku bramek, nie pokazał. Tirowcy mówią szerokości, to ja Ci powiem ciągłości, Arku, ciągłości.

Wymieniłem Olkowskiego, który w żadnym z meczów nie zagrał, ale w ten weekend wygrał ze swoim konkurentem na prawej flance obrony – Piszczkiem, dość niespodziewanie. Wygrał to mało powiedziane. „Kicker” był zachwycony jego występem, dając mu notę 2 (niemiecki system oceniania). I to on właśnie powinien zacząć w pierwszej jedenastce z Gruzją, jako kubeł zimnej wody na głowę Łukasza, od którego lepiej ze Szkotami zagrałaby chyba chorągiewka z rogu boiska.

Kończąc już ten elaborat, chciałbym podzielić się z wami ciekawym nagłówkiem z BBC: „Czy Tomaszewski wznowił karierę?”. Mowa oczywiście o występie Szczęsnego z Niemcami, całe szczęście. Jednego „erudytę” w przeszłości reprezentacji już mieliśmy, Franio, i dziękujemy.


#milowy #krok #gajderia #gajderiamagazine #polska #reprezentacja #sport #piłka #z #archiwum #listopad






via Tumblr http://ift.tt/1yHRxTM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz