Trenerska karuzela
Na przestrzeni mojego niezbyt długiego, osiemnastoletniego życia zdarzało mi się układać rozmaite porównania, raz lepsze, raz gorsze – wiadomo. Z góry przepraszam, że nie mogliście cieszyć się, rozpaczać czy też wyśmiewać (niepotrzebne skreślić bądź zostawić na wszelki wypadek) mojego artykułu z ostatniego numeru, bo nadszedł czas, w którym rozdział życia nazwany zapracowaniem spokojnie mógłbym określić przy pomocy homeryckiego porównania, drugiego – tego gorszego – stopnia.
Jak już wyżej, bawiąc się w filozofa, stwierdziłem, są różne okresy w naszym życiu. Czasem do pewnych rzeczy po prostu trzeba przywyknąć, wedle starożytnego aforyzmu: No co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz. Duch folkloru zawarty w tym stwierdzeniu idealnie pasuje do naszej ligi. Wypisz wymaluj Ekstraklasa. W Ekstraklasie też występują okresy zarówno czasu, jak i formy poszczególnych drużyn. Najbardziej gorący okres to paradoksalnie mówiąc początek drugiej rundy, czyli przełom zimy i wiosny. Dlaczego? Bo trener źle przygotował, bo trener to, trener tamto. Zadajmy sobie pytanie: czy jest możliwość złego przygotowania mikrocyklu dla drużyny dwudziestu pięciu profesjonalistów (dość górnolotne stwierdzenie), gdy pracuje nad nim nie tylko jedna osoba, a zazwyczaj cały sztab? Według mnie jest to równie możliwe jak to, że Podolski zagra w Piaście Gliwice – niby ktoś o tym wspomniał, jakiś związek z Gliwicami ma, ale tak naprawdę to czysta utopia.
W futbolu jest kilka spraw nadrzędnych, które decydują o tym, czy będziesz na topie, czy też będziesz grał przeciwko LZS Chrząstawie. Jedną z nich jest cierpliwość, która musi iść w parze ze stabilizacją. Jedno potrzebuje do życia drugiego, ot, futbolowa równowaga. Zatem o czym myślał zarząd Wisły, mając na czele Bogusława Cupiała przy zwalnianiu Smudy? Każda z jego drużyn miała ciężki początek po zimowym okresie przygotowawczym – zwyczajna cecha mikrocyklu Smudy. Trening do odcięcia w zimę, aby mieć lżejsze nogi na mniej więcej dwa-trzy tygodnie po rozpoczęciu rundy. Widocznie dla niektórych nawet tak proste do pojęcia rzeczy są za trudne. Franz wykręcił, jak na warunki Wisły, kapitalny wynik, bowiem nie zapominajmy o tym, że Wisła to drużyna grająca praktycznie jednym składem wszystkie mecze.
Następnym w kolejności, który spadł z trenerskiej karuzeli jest Angel Perez Garcia – człowiek instytucja, jeżeli chodzi o obsługę Painta oraz pisanie łamanym angielskim na łamach Facebooka i Twittera. I tu już przypadek był cięższy, bo mimo bardzo dobrej (jak na Piasta) gry przydarzyły się 3 przegrane z rzędu, co w realiach polskich jest przez zarząd niewybaczane w 11 na 10 przypadków. A szkoda, bo Hiszpan nadawał naszej lidze kolorytu i wreszcie nie patrzyło się na Piasta z przyjemnością podobną do tej przy chodzeniu po szkle.
Kolejna, i jak na razie ostatnia z ofiar gilotyny w rękach zarządu, to Kamil Kiereś. Decyzja już bardziej zrozumiała, lecz muszę przyznać, że nigdy fanem gry GKS-u nie byłem. W Bełchatowie był pomysł na grę, ale to tak jak z tiki taką Stawowego – zamysł genialny, ale trzeba dostosować się do realiów: z Budzińskiego Xaviego się nie zrobi i analogicznie – Żytko to żaden Pique.
Podsumowując – 3 ofiary huraganu, który przechodzi średnio co 2 miesiące przez naszą ligę, 3 trenerów o dość niezłym warsztacie. Na pewno nie są to ostatnie jego ofiary. Wystarczy powiedzieć, że na szesnaście drużyn w poprzednim sezonie zmian na stołkach było aż jedenaście. Jeśli miałbym typować, to jeszcze w tym sezonie pracę straci Podoliński w Cracovii (kazus Stawowego – jest pomysł, wykonawców jeszcze nikt przy Kałuży nie widział) i niestety mimo mojej wielkiej sympatii – Jan Kocian z marnie grającej Pogoni Szczecin.
#gajderia #gajderiamagazine #trenerska #karuzela #sport
via Tumblr http://ift.tt/1J2tGlR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz