wtorek, 30 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Apolinary Kurowski (ur. 1937),...



http://ift.tt/1j4hpzN

Apolinary Kurowski (ur. 1937), urodził się w Kościerzynie.
W latach 1947 - 1955 mieszkał w Zawierciu, rodzinnym mieście Matki, Marii de domo Powroźnik. Tu ukończył I LO im. Stefana Żeromskiego (matura w 1955 r.). Absolwent Politechniki Śląskiej, pracował jako inżynier górnik w Bytomiu i Nowej Rudzie.
Po przejściu na rentę poświęcił się fotografii, a potem kolekcjonerstwu - numizmatyce
i filatelistyce. Mieszka w Jeleniej Górze.

Powrót do czarnego i białego

„Od 1960 roku zawsze miałem aparat fotograficzny i nie ograniczałem się do robienia pamiątkowych zdjęć rodzinnych. W mieszkaniu, w łazience, organizowałem sobie ciemnię, sam wywoływałem filmy i próbowałem robić zdjęcia w coraz większych formatach. Po przejściu na rentę inwalidzką w 1977 roku pasja fotografowania pochłonęła mnie całkowicie.
Zostałem członkiem Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego, uczestniczyłem
w wielu zbiorowych wystawach fotograficznych, miałem ich też kilka indywidualnych,
a głównym tematem moich zdjęć, obok fotografii reportażowej i satyrycznej, była kobieta w portrecie i akcie” - tak o początkach swej przygody z fotografią napisał Apolinary Kurowski we wspomnieniowej książce „Powrót do Zawiercia”, której słów kilka poświęcę na końcu tego tekstu, bo przede wszystkim jest on o wystawie fotografii Kurowskiego. Wystawa to o tyle niezwykła, że prezentuje wybrane prace z lat 1978 - 1984, wyłącznie czarno-białe z jednym tylko wyjątkiem kolorowym, aby preceptor wiedział, że autor potrafi fotografować „na kolorowo”, tylko tego nie lubi…

Gdyby autor poprzestał na fotografowaniu kobiecego ciała w pełnej palecie jego atrybutów (piersi, pośladki, łono, uda, nogi) wówczas mógł ulec pokusie robienia zdjęć często obscenicznych, czysto dwuznacznych obyczajowo. Pokusa była zresztą wielka, bo rozkwit
twórczości fotograficznej Apolinarego Kurowskiego przypadł na przełom lat 60. i 70. minionego wieku, kiedy peerelowska publika z wypiekami na twarzy oglądała słynne Salony VENUS ze śmiałymi aktami autorów z całego świata, a pryszczaci, domorośli fotoamatorzy próbowali - zwykle ze śmiesznymi, zgoła pornograficznymi efektami - robić na kliszy ORWO akty swoich sympatii.

Kurowski, który sam wystawiał na VENUS, był już dojrzałym mężczyzną, doskonale wiedzącym, gdzie dołożyć cień, jak naświetlić negatyw, aby oczywisty erotyczny podtekst przenieść w świat wielkiej metafory ludzkiego życia, zaklętej w kobiecym ciele.

Twarze, młode i dojrzałe, wystylizowane usta i oczy, rekwizyty i ,,scenografia” kadru, często tajemnicza aura fotografii - zrobionej w plenerze, w atelier, gdzieś we wnętrzach - komponują się razem w koncepcję fototeki rodzaju żeńskiego, uzupełnianej czasem (jak mniemam…) raczej z obowiązku, raczej en passant zdjęciami pejzaży, scen rodzajowych, ba, ostatecznie
nawet facetów. Bywa, że mają oni podmalowane oczy, mocny makijaż, jakby autor był bezgranicznie, a przy tym szczęśliwie uzależniony od archetypu kobiety.
Najczęściej to Afrodyta, rzadziej Demeter…

W pracach Kurowskiego widać zresztą dyskretną walkę między motywem kobiety-kochanki i kobiety-matki. Ta pierwsza, zawsze uwodzicielska i nigdy wyuzdana. Ta druga, dojrzała i zawsze w swym macierzyństwie piękna i podniecająca - przy czym określenia tego używam od źródłosłowu, podniety, czyli impulsu do sięgnięcia po kontekst kulturowy, gdzie cielesność to symbol zbratania z naturą, której doznawali Adam i Ewa w Raju. Bibilijnego węża artysta zamienia niejako od niechcenia w łabędzia - jak Zeus - kuszącego Ledę.
Łacinnik z I LO, prof.Miernik, byłby dumny ze swego ucznia…
Widać zresztą w jego fotografiach swoiste ,,oczytanie” plastyczne, wyrażone we wmontowanych motywach luster, okien, obrazów w obrazach - symbolice rodem z tradycji malarstwa europejskiego.

Matka z dzieckiem, stojące w wodzie - jakby chciały powtórzyć akt chrztu, wyzwolone ze wstydu nagości; sylwetka kobiety, stojącej na skale - jakby chciała dać się unieść siłom natury; skryta w cieniu, siedząca na parapecie NN - jakby swoją erotycznością była mocno znudzona, może nawet zawstydzona… Te i inne, zainscenizowane na kadrach przez autora sytuacje, świadczą, że nie poddał się mocy - szybszej od myśli - migawki, tylko panował nad nią do końca, do momentu czarownego dla każdego fotografa, kiedy to on - jak Demiurg - decyduje, co jest na kliszy.

Kurowski potrafi pomajstrować przy kadrze, potrafi też zrobić fotografię kolorową, jednak - odnoszę wrażenie - czynił to wbrew sobie. Czerń i biel, ze wszystkimi ich walorami, oddają jakąś etykę, filozofię plus / minus. Ciało jest piękne, brak ciała jest brzydki; ciało tajemne jest lepsze od obscenicznie odkrytego; KOBIETA ma przewagę - kształtem, formą, szczegółem - nad tym wszystkim, co postrzegamy. Tego dowodzi Kurowski.

„Każdy z rodzajów fotografii wymaga świadomości, co jest w niej najważniejsze: komunikat o sprawach ludzi, o rzeczach i przyrodzie czy też własna emocjonalna wypowiedź twórcy, przejawiająca się w jego ingerencji w obraz powstający na kliszy”-– napisała Urszula Czartoryska (Przygody plastyczne fotografii, 1965). Nie przypadkowo sięgnąłem po słowa tego autorytetu nad autorytetami, po cytat z pierwszej, polskiej, profesjonalnej analizy krytyczno-naukowej XI Muzy pt. Przygody plastyczne fotografii Urszuli Czartoryskiej z 1965 roku, kiedy Apolinary Kurowski wkraczał w świat fotografii. Urszula Czartoryska zawsze poszukiwała kontekstu kulturowego i antropologicznego dla zjawiska, jakim jest w pop-kulturze fotografia i jej szczególny rodzaj, czyli akt. A Kurowski miał chyba pecha, że nie urodził się w XIX wieku, że nie dane mu było poznać Stanisława Ignacego Józefa Ostroroga juniora, którego heliografie z aktorkami, tancerkami, kurtyzanami z Paryża były pierwszymi artystycznymi aktami w dziejach polskiej fotografii. Nie ukrywam, że chciałbym być podczas ich spotkania nawet za ceną przyjścia na świat dawno, dawno temu, dużo dawniej niż wynika to z mojego PESELU… Byłaby niezła impreza, gwarantuję…

Kurowski nie musi znać prac teoretycznych Barthes’a, Morrina, MacLuhana, Benjamina, du Chamin’a. Nie musi, bo w jego twórczości fotograficznej, którą oddał innej swojej pasji, czyli kolekcjonerstwu, widać radość aktu twórczego, widać mądrość oka fotografa, który unika brutalizacji i prymitywizacji obiektu, jakim dla niego jest KOBIETA - ta smutna, ta radosna, ta wielka w macierzyństwie, ta wyraźnie znudzona obecnością jakiejś obcej płci.

Nie wiem, czy Kurowski był świadomy, tego, co robi, czy też miał artystyczny instynkt, impuls, podnietę, aby swoje kadry komponować wedle zasady napięcia między realnością
a inscenizacją. Wiem, że prezentowane na tej wystawie zdjęcia - wybrane przeze mnie z bezwzględną manią uwielbienia KOBIET - pokazują, jak można kochać, jak można cieszyć się i dzielić się radością kochania z innymi. Pan Apolinary, znacznie ode mnie starszy, bo z Zawiercia wyjechał, kiedy ja się rodziłem, dał mi impuls, podnietę, inspirację do zastanowienia się nad tym, czy bliższa jest mi biała z lewej, czy czarna, ukryta za woalem włosów z prawej. Symbolika bieli i czerni nie jest przecież przypadkowa - to odwieczna
walka dobra ze złem, kuszenia i odkupienia, grzechu i pokuty…

Pan Apolinary nie byłby sobą, gdyby uwielbienia dla kobiecego ciała nie skonfrontował z brutalną, czasem śmieszną rzeczywistością lat PRL, który odebrał mu Ojca. Ojciec zmarł na pogrużliczne powikłania, których nabawił się w więzieniach najbardziej sprawiedliwego
ustroju…

Lata 50., 60., 70., 80. - to apoteoza tego ustroju, kiedy Kurowski dojrzewał, po raz pierwszy kochał, studiował, pracował, obserwował świat i fotografował go. O tych latach wiele bardzo intymnych wspomnień znaleźć można w jego książce Powrót do Zawiercia.

Fotografia powyżej jest jedną z najbardziej jadowitych, jakie znam, satyr na czasy, co prawda minione, lecz przecież tkwiące gdzieś głęboko w naszej zbiorowej podświadomości. Kultowa mównica, znudzone plenum skonfrontowane z nagą modelką to metafora tyleż przewrotna, co pełna swoistej adoracji ,,nagiej prawdy”, o którą łatwiej wtedy było niż o prawdę jako cnotę.

Prawda objawiała się w polskiej mutacji słynnej ,,Prawdy” spod Kremla. I znów satyryczny pazur Kurowskiego, bo zdjęcie czytającej ,,Trybunę Ludu”, czemu przypatrują się łabędzie, odczytać można jako parafrazę słynnych słów: ,,Polacy nie gęsi - tylko łabędzie i swój język mają”… Tak mógłby tę fotografię podpisać Kurowski, zdobywca brązowego medalu na międzynarodowej wystawie ,,Foto żart ‘84”.

Twórczość fotograficzna Apolinarego Kurowskiego jest już - jak zapewnia autor - zamkniętym rozdziałem. Teraz ciekawe czasy, w jakich żył i żyje, postanowił inaczej
dokumentować. Z tego powstała książka pełna anegdot, nazwisk, wspomnień o miejscach, których już nie ma, albo zmieniły się tak bardzo, że sam autor miał kłopoty z ich identyfikacją. Szczególny jest też kontekst jej wydania (rok jubileuszu 100-lecia nadania Zawierciu praw miejskich) sprawiający, że czyta się ją jak opowieść o wielkiej historii, pokazanej przez pryzmat setek małych historyjek. Szkoda jedynie, że w książce jest tak mało zdjęć Kurowskiego, bo przecież fotografia była jego pasją, poprzez którą wyrażał swój ciepły stosunek do świata, budując prostymi metodami nastrój swych prac. Nie ucieka od nostalgii, nie obce mu operowanie symbolem. Potrafi uśmiechnąć się z kadru i poza kadrem. Po prostu - potrafi robić zdjęcia…

#gajderiamagazine #gajderia



via Tumblr http://ift.tt/1eXucYH

poniedziałek, 29 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Wymowny plakat w centralnym...



http://ift.tt/1j4hpzN

Wymowny plakat w centralnym miejscu na biurku

#wymowny #plakat #biurko #architektura #wnętrz #gajderia #gajderiamagazine



via Tumblr http://ift.tt/1LDW957

wtorek, 23 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Trenerska karuzela Na...



http://ift.tt/1j4hpzN

Trenerska karuzela

Na przestrzeni mojego niezbyt długiego, osiemnastoletniego życia zdarzało mi się układać rozmaite porównania, raz lepsze, raz gorsze – wiadomo. Z góry przepraszam, że nie mogliście cieszyć się, rozpaczać czy też wyśmiewać (niepotrzebne skreślić bądź zostawić na wszelki wypadek) mojego artykułu z ostatniego numeru, bo nadszedł czas, w którym rozdział życia nazwany zapracowaniem spokojnie mógłbym określić przy pomocy homeryckiego porównania, drugiego – tego gorszego – stopnia.

Jak już wyżej, bawiąc się w filozofa, stwierdziłem, są różne okresy w naszym życiu. Czasem do pewnych rzeczy po prostu trzeba przywyknąć, wedle starożytnego aforyzmu: No co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz. Duch folkloru zawarty w tym stwierdzeniu idealnie pasuje do naszej ligi. Wypisz wymaluj Ekstraklasa. W Ekstraklasie też występują okresy zarówno czasu, jak i formy poszczególnych drużyn. Najbardziej gorący okres to paradoksalnie mówiąc początek drugiej rundy, czyli przełom zimy i wiosny. Dlaczego? Bo trener źle przygotował, bo trener to, trener tamto. Zadajmy sobie pytanie: czy jest możliwość złego przygotowania mikrocyklu dla drużyny dwudziestu pięciu profesjonalistów (dość górnolotne stwierdzenie), gdy pracuje nad nim nie tylko jedna osoba, a zazwyczaj cały sztab? Według mnie jest to równie możliwe jak to, że Podolski zagra w Piaście Gliwice – niby ktoś o tym wspomniał, jakiś związek z Gliwicami ma, ale tak naprawdę to czysta utopia.

W futbolu jest kilka spraw nadrzędnych, które decydują o tym, czy będziesz na topie, czy też będziesz grał przeciwko LZS Chrząstawie. Jedną z nich jest cierpliwość, która musi iść w parze ze stabilizacją. Jedno potrzebuje do życia drugiego, ot, futbolowa równowaga. Zatem o czym myślał zarząd Wisły, mając na czele Bogusława Cupiała przy zwalnianiu Smudy? Każda z jego drużyn miała ciężki początek po zimowym okresie przygotowawczym – zwyczajna cecha mikrocyklu Smudy. Trening do odcięcia w zimę, aby mieć lżejsze nogi na mniej więcej dwa-trzy tygodnie po rozpoczęciu rundy. Widocznie dla niektórych nawet tak proste do pojęcia rzeczy są za trudne. Franz wykręcił, jak na warunki Wisły, kapitalny wynik, bowiem nie zapominajmy o tym, że Wisła to drużyna grająca praktycznie jednym składem wszystkie mecze.

Następnym w kolejności, który spadł z trenerskiej karuzeli jest Angel Perez Garcia – człowiek instytucja, jeżeli chodzi o obsługę Painta oraz pisanie łamanym angielskim na łamach Facebooka i Twittera. I tu już przypadek był cięższy, bo mimo bardzo dobrej (jak na Piasta) gry przydarzyły się 3 przegrane z rzędu, co w realiach polskich jest przez zarząd niewybaczane w 11 na 10 przypadków. A szkoda, bo Hiszpan nadawał naszej lidze kolorytu i wreszcie nie patrzyło się na Piasta z przyjemnością podobną do tej przy chodzeniu po szkle.

Kolejna, i jak na razie ostatnia z ofiar gilotyny w rękach zarządu, to Kamil Kiereś. Decyzja już bardziej zrozumiała, lecz muszę przyznać, że nigdy fanem gry GKS-u nie byłem. W Bełchatowie był pomysł na grę, ale to tak jak z tiki taką Stawowego – zamysł genialny, ale trzeba dostosować się do realiów: z Budzińskiego Xaviego się nie zrobi i analogicznie – Żytko to żaden Pique.

Podsumowując – 3 ofiary huraganu, który przechodzi średnio co 2 miesiące przez naszą ligę, 3 trenerów o dość niezłym warsztacie. Na pewno nie są to ostatnie jego ofiary. Wystarczy powiedzieć, że na szesnaście drużyn w poprzednim sezonie zmian na stołkach było aż jedenaście. Jeśli miałbym typować, to jeszcze w tym sezonie pracę straci Podoliński w Cracovii (kazus Stawowego – jest pomysł, wykonawców jeszcze nikt przy Kałuży nie widział) i niestety mimo mojej wielkiej sympatii – Jan Kocian z marnie grającej Pogoni Szczecin.

#gajderia #gajderiamagazine #trenerska #karuzela #sport



via Tumblr http://ift.tt/1J2tGlR

czwartek, 18 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Powrót do przeszłości Każdy...



http://ift.tt/1j4hpzN

Powrót do przeszłości

Każdy ma marzenia. Nie znam człowieka, który by o czymś nie marzył. Jedni marzą o karierze lekarza, inni o drogim Porsche. Są też tacy, którzy marzą o dobrym sprzęcie audio. Ano właśnie, audio. Obecnie ceny zestawów kina domowego, tych dobrej jakości, nie budżetowych, są zatrważające. Nie będę rzucał kwotami, markami, wylewał na papier mojej osobistej opinii na ten temat. Nie o tym jest ten artykuł.

Zatem o czym jest ten artykuł? Pewnie każdy z Was, Czytelników, zapytany, czy zna markę Tonsil, odpowiedziałby przecząco. Co jest w tym takiego, że akurat o tym piszę? Wspominałem o marzeniach, że każdy je ma. Zgodnie z tą tezą w epoce PRL ludzie również je mieli.

W czołówce znajdowały się wówczas posiadanie samochodu marki FSO, na przykład Poloneza, który był warty w dolarach tyle, co mieszkanie w Warszawie. Byli też tacy, którzy marzyli o czymś, co pomoże uwiecznić ich bliskich na fotografiach. Na trzeciej zaś pozycji znajdowały się wówczas zestawy muzyczne firmy Tonsil –​je​dynej polskiej firmy produkującej sprzęt HiFi. I to wysokiej jakości. Warto dodać, że marka Tonsil wchodziła w skład Zjednoczenia Przemysłu Elektronicznego i Teletechnicznego, znanego szerzej jako UNITRA. Tu już niektórym pewnie zaczyna świtać, że coś takiego istniało.

W dzisiejszych czasach przeciętni młodzi ludzie zapytani o producentów najlepszych zestawów HiFi wymieniają takie firmy jak Sony, LG, co poniektórzy wspomną może o markach Harman Kardon, Yamaha czy Pioneer (ale tylko nieliczni). Powstaje konkluzja: G​dzie podziała się ta słynna Unitra?​S​koro była taka dobra, nikt by o niej nie zapomniał! O​kazuje się, że wiele osób, niestety, to zrobiło. Uznało ją za relikt przeszłości i automatycznie wydało wyrok śmierci na polski sprzęt. Słyszałem wiele opowieści, co ludzie kiedyś robili, żeby zdobyć kolumny rodzimej produkcji. Bo tylko takie można było dostać. Dziś te same kolumny, o które niegdyś się, mówiąc kolokwialnie, zabijano, lądują na śmietnikach. Bo są niepotrzebne. Stare. Zniszczone. Nadszarpnięte zębem czasu.

I tu przechodzimy do sedna całego tego tekstu. Chciałbym tutaj podkreślić jedno zdanie, które wypowiadam każdemu przeciwnikowi polskich wynalazków z minionej epoki: NAWET NIE WIECIE, JAK TO POTRAFI ZAGRAĆ! Być może ktoś z Was w piwnicy, na strychu czy u dziadków trzyma takie skarby. Wieże. Kolumny. Wzmacniacze. I to tam gnije, kurzy się. Spróbujcie poszukać ich w Waszych domostwach. Spróbujcie na nowo dostrzec w nich wartość, którą widzieli nasi rodzice, dziadkowie. A co najważniejsze – wykorzystajcie ich potencjał! Sam jestem zwolennikiem polskiej myśli technicznej. Przyznaję, może nie była i nie jest najlepsza. Ale ma duszę. Duszę, którą słychać w każdym dźwięku wydanym przez polski głośnik.

Żeby zachęcić Was do prób i poszukiwań, powiem Wam, co można z takimi znaleziskami zrobić. Macie głośniki do komputera? Każdy ma, może niektórzy używają słuchawek, ale liczę, że każdy głośniki również posiada. Najdroższe zestawy komputerowych głośników oscylują w granicach 500 zł. I grają całkiem dobrze. A co byście powiedzieli na podłączenie PRL­owskich kolumn pod Wasz osobisty komputer? Brzmi ciekawie, ale czy to w ogóle ma prawo bytu? Okazuje się, że nie tylko ma prawo bytu, ale jest fantastycznym pomysłem na ponowne wykorzystanie Waszych skarbów. Wystarczy chęć. Chęć zaufania dawnej polskiej myśli technicznej, którą zniszczył wolny rynek i napływające z zachodu tanie plastikowe ustrojstwo.

Apeluję do Was – RATUJCIE POLSKIE SPRZĘTY! A jeśli naprawdę nie chcecie tego trzymać w domu, to sprzedajcie to komuś, kto będzie potrafił to wykorzystać.

#gajderia #gajderiamagazine #muzyka #unitra



via Tumblr http://ift.tt/1G85lrB

środa, 17 czerwca 2015

Karolina Bujak w...



Karolina Bujak w GajderiaMagazine

http://ift.tt/1j4hpzN

#gajderia #gajderiamagazine #karolina #bujak #fotografia



via Tumblr http://ift.tt/1d1s549

wtorek, 16 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Pracownia malarska Studio lub...



http://ift.tt/1j4hpzN

Pracownia malarska

Studio lub atelier to pomieszczenie, w którym pracuje artysta. Często sam, ale bywa, że miejsce dzieli kilku twórców. Jego wygląd i charakter wynikają wyłącznie z indywidualności, zainteresowań i poszukiwań twórcy. Jednak mają też wiele cech uniwersalnych.

Idealne wnętrze powinno być dobrze oświetlone, oczywiście najlepsze jest światło naturalne. Wpadające do środka z okien wychodzących na północ lub północny wschód. Umieszczone wysoko. Dlatego często pracownie bywają na poddaszach. Oprócz dobrego oświetlenia, pracownie powinny być na tyle duże, aby można w nich swobodnie malować nawet sporych wielkości prace. Ważne jest również, aby w trakcie tworzenia można je oglądać z pewnego oddalenia. Móc ustawić modela, martwą naturę i przechowywać obrazy, szkice oraz narzędzia pracy. Ściany powinny mieć naturalne kolory, aby nie zakłócać odbioru barw malowanego dzieła.

Niezależnie od rodzaju malarstwa wyposażenie pracowni jest bardzo podobne. To różne rodzaje podobrazia, zaprawy, farby, pigmenty, substancje służące do ich przygotowania, rozcieńczalniki. W pracowni często znajduje się kilka drewnianych sztalug. Niezbędna w pracowniach malarza jest także paleta, na której miesza się farby w trakcie malowania i pędzle w najróżniejszych wielkościach. Posegrowane i przechowywane w różnych pojemnikach, kubkach, obowiązkowo ustawione włosiem do góry. Również używa się szpachli i wałków malarskich. Często zdarza się tak zwana laska malarska, czyli przedmiot, który artyści trzymali lewą dłonią i wspierali drewnianą ramę obrazu, tak, aby dać oparcie prawej ręce. W pracowni znajdują się także materiały do szkicowania, przyrządy pomocnicze, jak projektory do przenoszenia szkiców na większych powierzchniach. Z własnych obserwacji wywnioskowałem także, że często w pracowniach znajduje się krzesło, które służy nie tylko do odpoczynku i refleksji nad obecnie malowanym obrazem.

Miejsce, w którym powstają dzieła sztuki, ma dla artysty szczególne znaczenie. Dlatego szuka on spokojnej okolicy, oddalonej od miejskiego zgiełku, często gwarantującej ciekawe plenery. Często lokalizacja jest także w miastach, będących częścią życia artystycznego. Miejscem takim w drugiej połowie XIX wieku było np. Monachium, a w XX Paryż, gdzie swoje pracownie mieli wielcy polscy artyści, m.in. Stanisław Wyspiański, Józef Pankiewicz, Olga Boznańska, artysci tworzący ​Komitet Paryski​. Później ważnym miejscem dla malarzy stał się Nowy Jork.

#gajderia #gajderiamagazine #sztuka #pracownia #malarska



via Tumblr http://ift.tt/1G0cMB8

poniedziałek, 15 czerwca 2015

http://ift.tt/1j4hpzN Po miesięcznej przerwie, mamy...



http://ift.tt/1j4hpzN

Po miesięcznej przerwie, mamy dla Was majowo-czerwcowe wydanie GajderiaMagazine. A w nim:
-Indie- serce ziemi
-Maria Jerema
-Przybory malarskie
-Wystawa malarstwa i collage’u Anny Borcz pt. „Ze środka”
-Karolina Bujak
-Podaj Łapę
-Nie żyje Andrew Lesnie
-TED 2
-Tapeta a wygląd pomieszczenia
-Wymowny plakat w centalnym miejscu na biurku
-Money talks
-Zumba – moja pasja

Pamiętajcie o ankiecie!

#gajderia #gajderiamagazine #czerwiec #maj #indie #maria #jarema #malarstwo #anna #borcz #karolina #bujak #ted2 #plakat #zumba #money #talks #podróż #sztuka #fotografia #film #architektura #wnętrz #sport



via Tumblr http://ift.tt/1MEZCgM

piątek, 5 czerwca 2015