Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1j4hpzN
Do tegorocznych matur zostało wprawdzie jeszcze trochę czasu, ale przy okazji styczniowych studniówek zebrało mnie na wspomnienia. Co prawda od mojej matury minęło już prawie 6 lat, ale wciąż jeszcze pamiętam ilość wylanego potu podczas zdobywania wiedzy, aby uzyskać odpowiednie wyniki i dostać się na upragnione studia. Swoją kadrę nauczycielską wspominam ze szczególnym sentymentem i łzami w oczach. Mogę bez ogródek powiedzieć, że 3 lata spędzone w zawierciańskim „Malczaku” to były moje najpiękniejsze lata jeśli chodzi o obowiązkową edukację (ach, studia to dopiero było coś!). Oprócz przekazania nam wiedzy przedmiotowej, kadra ta dała nam też czasem nieźle popalić, choć przygotowała nas do życia, byśmy nie byli niedouczonymi głupkami, którzy nie wiedzą ile jest 2+2 albo w którym roku Polska uzyskała niepodległość. Chociaż nie raz i nie dwa wściekałam się z powodu nawału materiału i konieczności pisania sprawdzianu za sprawdzianem, to nadszedł czas, gdy mogę i chcę podziękować swoim nauczycielom za wszystko, co zrobili dla nas w tamtym okresie. Uważam, że przygotowali nas do dorosłego życia najlepiej jak mogli i dlatego aż dziw mnie bierze, że kolejne roczniki wychodzące ze szkół nie sprawiają już wrażenia tak dobrze przygotowanych do życia w społeczności. Nie uważam, żeby powodem tego był nieodpowiedni sposób wychowywania przez nauczycieli czy ich niewystarczające przygotowanie, ale niesamowicie ciekawi mnie fakt, dlaczego w wielu przypadkach, w których spotykam się z ludźmi młodszymi od siebie, doznaję rozczarowania i chce mi się płakać… Z perspektywy tych 6 lat, które minęły od mojej matury, muszę to przyznać – poziom edukacji spada na łeb, na szyję. Stan wiedzy ogólnej reprezentowany przez współczesną młodzież woła o pomstę do nieba. Gwoli ścisłości – nie dotyczy to naturalnie wszystkich, ale niestety bardzo sporej liczby osób, które spotykam na co dzień. To wszystko sprawia, że młodzi ludzie przestają wzbudzać podziw, zaufanie, a nawet szacunek u osób od nich starszych. Skoro już dziś ja i moi rówieśnicy łapiemy się za głowę, to strach pomyśleć, co będzie za kolejne 6, 12, 18 lat…
Problemu doszukiwałabym się (oczywiście) na górze. Nowy minister to nowe rewolucyjne reformy, które zamiast rozwijać młode umysły, poddają je wtórnemu zacofaniu. No bo jak nazwać inaczej fakt, że wydłuża się lata edukacji (sześciolatki idą do 1 klasy), skoro nie poprawia się jakości kształcenia małych pociech? Doszły mnie słuchy, że w zerówce dzieci nie uczą się już pisać i czytać. Idą zatem do szkoły jak te biedne owieczki, które nie potrafią napisać prostego zdania. Ba, nie umieją go przeczytać!
Wszyscy pamiętamy jedną z fenomenalnych reform Romana Giertycha, kiedy wprowadził amnestię dla maturzystów (dla niewtajemniczonych – kilka lat temu można było oblać jeden z przedmiotów maturalnych, a i tak zdawało się maturę). Ależ prezent! Szkoda tylko, że krzywdzący dla innych młodych ludzi, którzy przykładają się solidnie do matury i zdają ją rewelacyjnie. Razem ze znajomymi byliśmy nieźle rozbawieni, gdy czytaliśmy w Internecie o chłopaku, który w ten sposób dzięki panu Giertychowi oblał, ale jednak zdał maturę i w ramach aktu dziękczynnego modlił się do plakatu z jego podobizną, który odkleił ze słupa ogłoszeniowego. Elementarna wiedza z każdego przedmiotu pozwala na to, by przedmiot zdać na wymagane 30%, co nie jest oszałamiającym osiągnięciem. Zamiast zainwestować w młode umysły, przepchnięto po prostu kolejną bezsensowną reformę ogłupiającą nasze społeczeństwo. Jak mówi przysłowie, dano marchewkę zamiast kijka.
Czytając moje słowa, być może uważacie, że przesadzam. Mam jednak coś na poparcie moich słów. Studiując administrację na studiach magisterskich byłam świadkiem rozmowy dwóch studentek, również administracji. Jak wynikało z ich wymiany zdań, były w trakcie zaliczania drugiego roku studiów licencjackich. Między nimi wywiązała się ciekawa rozmowa odnośnie sytuacji w kraju, z zaciekawieniem słuchałam więc, co mają do powiedzenia. Mówiły całkiem mądrze, dopóki nie zaczęły się wzajemnie przepytywać z zagadnień z prawa konstytucyjnego:
X: W którym roku podpisano Konstytucję RP?
Y: Hmm, 1995? A nie, bo przecież Okrągły Stół… To 1989! Nie, 1998!
Zbladłam. Jeśli to jest przyszłość naszych urzędów, to Boże, chroń… Założę się, że spora część z Was powie, że też tego nie wie albo że po co Wam to wiedzieć, ale pragnę zaznaczyć, że były to studentki administracji. Konstytucja dla nas, administratywistów, to biblia. Zresztą, sam fakt bycia Polakiem sprawia, że wypada to wiedzieć. Wracając jednak do dialogu, zamurowało mnie. Dziewczyny nawet nie udawały, że są zawstydzone. Już miałam im się wtrącić w rozmowę, ale dobiły mnie już ostatecznie, gdy padło pytanie o głowę państwa (a tu już nie miałam litości, bo był to temat mojej pracy magisterskiej):
X: Kto jest głową naszego państwa?
Y: No, premier przecież. – Tu panna się zastanowiła nad tym, co palnęła i po kilku sekundach
namysłu stwierdziła, że jednak jest to kto inny. – A nie, prezydent przecież.
X: Ty, a premierem to kto u nas jest? Schetyna?
Y: Eee, nie, ja nie znam takiego. Chyba Tusk.
X: Jak to? No to kto jest prezydentem?
Y: No, Komorowski.
X: Aha…
Ja wiem, wiem, polityka to temat bardzo drażliwy, ale zważywszy na to, iż były to studentki Uniwersytetu Śląskiego (i to już drugi rok), wymagałoby się od nich jednak pewnego poziomu wiedzy. Nie dały mi jednak szans na poznanie ich z lepszej strony, ale może to i lepiej, bo gotowa byłam tam zemdleć, gdybym usłyszała jeszcze jedną rewelację na temat naszych władz.
Nie jestem wybitnym umysłem ścisłym (co może potwierdzić mój nauczyciel z LO), ale uważam, że posiadanie naprawdę podstawowej wiedzy w każdej dziedzinie dobrze o nas świadczy i sprawia, że łatwiej nam się żyje. Tym bardziej, jeśli chcemy tworzyć służbę i być wzorem dla innych. Wcale nie dziwi mnie fakt, kiedy ludzi wylewają siódme poty, gdy trzeba iść złożyć PIT lub zarejestrować działalność gospodarczą, bowiem za biureczkiem siedzą właśnie takie średnio przyjemne panie, które kojarzą się z całodniowym piciem kawusi i ploteczkami na temat nowego koloru włosów pani Zosi z pokoju 5 lub nowego męża pani z pokoju 23. Z doświadczenia wiem, że osoby oczytane, inteligentne, które posiadają pewien poziom wiedzy, są osobami bardziej kulturalnymi i sympatycznymi. Nie musimy być wszyscy omnibusami, nie musimy wiedzieć wszystkiego i nie możemy być specjalistami w każdej dziedzinie. Widząc jednak w jakim kierunku zmierza polska młodzież, wiem jedno – gdy będę miała dzieci, będę robić od ich najmłodszych lat wszystko, co w mej mocy, by nie padły ofiarą niesprawnie funkcjonującego systemu edukacji…
#gajderia #gajderiamagazine #quovadis #polska #edukacjo #roksana #szymiec
via Tumblr http://ift.tt/1sGnnyO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz