Z archiwum GajderiaMagazine
http://ift.tt/1GaXyMa
Malarstwo Zdzisława Beksińskiego stało się bardzo popularne. Nawet osoby mało znające sztukę rozpoznają jego prace. Apokaliptyczne, trupistyczne wizje artysty zyskały rzesze fanów.
Zdzisław Beksiński urodził się 24.02.1929 r. w Sanoku. Jego dzieciństwo było naznaczone II wojną światową. W 1947 r. zdał maturę w liceum w rodzinnym mieście. Jako dziecko często malował i rysował, szybko odkryto u niego talent plastyczny. Marzył o studiach w szkole filmowej, jednak w trudnej biednej rzeczywistości polskiej lat czterdziestych i pięćdziesiątych zawód filmowca wydawał się fanaberią. Pod wpływem silnych namów ojca, zdecydował się na Wydział Architektury na Politechnice Krakowskiej. Tam zafascynował się fotografią. Próbował sił w zdjęciach reportażowych, lecz zwrócił się ku fotografii artystycznej. Fotografował akty, pejzaże i stylistykę surrealizmu. Przeprowadził się wraz z małżonką do Rzeszowa. Do rodzinnego domu wrócił w 1955 r., gdzie przez pewien czas był zatrudniony w fabryce Autosan, dla której wykonał projekt dwóch autobusów. Jak wspominał, wykradał z zakładu pracy farby, bo na prowincji takie luksusy był niedostępne.
Pierwsza wystawa fotografii Beksińskiego odbyła się w 1958 r. w Warszawie. W tym okresie dużo też rysował, malował. Wykonywane najczęściej w technice Pascalu dzieła cechowały się bardzo silną ekspresją, kierowały się nawet w stronę abstrakcji. Zaczął tworzyć obrazy-przedmioty dziwne, abstrakcyjne konstrukcje z pogiętej blachy, rzeźby, na których pojawiały się przetworzone, rozpadające się głowy i postacie.
Mówił: Zaczynałem jako wyjący ekspresjonista, później bardzo szybko przestawiłem się na abstrakcjonizm, bo był wtedy modny, a ja byłem młody i chciałem być na fali. Ale ścisły, matematyczny abstrakcjonizm mi nie leżał. U mnie zawsze było widać coś związanego z budową ciała.
W 1972 r. zaczął się okres fantastyczny, trwający do lat osiemdziesiątych. Malował obrazy, które przyniosły mu sławę i pieniądze, a także pogardę krytyków. Ostatecznie porzucił awangardę, a zajął się jedynym, wręcz obsesyjnym motywem: obrazem zniszczenia, rozpadu i śmierci. W 1977 r. drewniany, rodzinny dom Beksińskiego został przez władze miasta przeznaczony do rozbiórki. Artysta pożegnał się z Sanokiem i wyprowadził do Warszawy. Zamieszkał na betonowym osiedlu i wykorzystal swoją wiedzę architekta, aby urządzić funkcjonalne wnętrze z technicznymi udogodnieniami. Beksiński był znany z niechęci do wszystkiego, co naturalne. Jak mówił: Nie cierpię niczego prosto od krowy. Niechętnie opuszczał mieszkanie, w którym tworzył. Unikał wernisaży, publicznych prezentacji, bardzo rzadko jeździł do innego miasta, nigdy nie był za granicą, choć jego obrazy były wystawiane i sprzedawane w Paryżu. Jednak w niewielkim gronie przyjaciół był znany jako osoba życzliwa i błyskotliwa.
Na początku lat 90. zrobił kolejny krok: porzucił sztalugi, farby i zainteresował się grafiką cyfrową. Grafika dawała możliwość tworzenia skomplikowanych, a zarazem precyzyjnych kompilacji. Malarz często wykorzystywał swoje dawne obrazy, które zeskanowane i poddane obróbce służyły do osiagnięcia nowych efektów. Nastrój dzieł się zmieniał, stały się pogodniejsze.
W ostatnich latach życia artysty spotkały go tragedie. Zmarła jego żona, rok później, w Wigilię 1999 r., syn Tomasz – tłumacz i znany dziennikarz muzyczny, który popełnił samobójstwo.
Przez całe życie Zdzisława Beksińskiego dręczyły problemy śmierci i pragnienie nieśmiertelności. Uważał, że pisanie własnych życiorysów jest objawem zadufania. Jak sam powiedział: Najprawdopodobniej urodziłem się oraz będę starał się nie umrzeć, ale jestem przekonany, że to się nie uda. 21.02.2005 r. został zamordowany we własnym mieszkaniu. Zabójcą okazał się Robert K., wówczas dziewiętnastolatek z Wołomina, którego ojciec, matka i siostra, a także on sam, od lat pracowali dla artysty. Motywem miała być odmowa artysty na udzielenie sprawcy skromnej pożyczki.
#gajderia #gajderiamagazine #sztuka #beksiński #malarstwo #art #grafika #obrazy #grudzień #archiwum
via Tumblr http://ift.tt/1BDPpf7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz